Nazwisko Branicki kojarzy się najczęściej z przedwojennym właścicielem dóbr wilanowskich. Ojciec Katarzyny nie był jednak ziemianinem. Czysty przypadek zrządził, że w podobnym czasie obaj zamieszkali blisko siebie. Kiedy w 1928 roku Jan Branicki z żoną, dwójką dzieci i służącą przeprowadził się z Przemyśla na Sadybę, w tym samym roku hrabia Adam Branicki wprowadzał się właśnie z rodziną do Pałacu w Wilanowie, który odziedziczył po ojcu.
Ojciec generał
Poza wspólnym nazwiskiem i podobnym miejscem zamieszkania, obaj panowie nie mieli wiele wspólnego. Ojciec Katarzyny Branickiej oddał się karierze wojskowego – jako oficer służył w wojsku niemal 30 lat, by zakończyć karierę na stopniu generała brygady.
Z Rosji do Polski
Zaczął jeszcze w carskiej armii. Wstąpił do niej w 1899. Walczył w jej szeregach m.in. w wojnie japońskiej 1905 roku. Szybko awansował. W Odessie był dowódcą pułku. - Pułkownicy i generałowie byli kimś w takiej małej mieścinie – zauważa pani Katarzyna. – Za każdym razem kiedy mama obchodziła urodziny, pod jej oknem grała wojskowa orkiestra – wspomina z rozrzewnieniem.
Jak to w wojsku, Jan Branicki z żoną Marią i dwójką dzieci przenosili się z miejsca na miejsce. Kiedy w 1920 mógł wreszcie wstąpić do Wojska Polskiego, przeniósł się z rodziną do Przemyśla. Tam objął dowództwo 5. Pułku Strzelców Podhalańskich. Dobrze zapowiadającą się karierę wojskową przerwał jeden nierozważny gest. Namówiony przez znajomych, zgodził się, by jego nazwisko figurowało na listach wyborczych endecji – ugrupowania skłóconego z Piłsudskim. Uznany za nielojalnego, szybko został odsunięty od czynnej służby. 30 kwietnia 1928 postawiono go w stan spoczynku i odesłano na emeryturę, ze stopniem generała brygady. Dla 50-letniego mężczyzny w sile wieku oznaczało to zawodową śmierć i wiązało z frustracją. Dla Sadyby był to jednak bezcenny dar. Branicki poświęcił całą swoją energię sprawom społecznym, a głównie budowaniu nowego osiedla oficerskiego, w którym właśnie zamieszkał.
Generał społecznikiem
Generał Branicki stał się społecznikiem. Zachęcony do działania na rzecz Sadyby przez adiutanta Piłsudskiego i zarazem swojego przyjaciela z osiedla, pułkownika Feliksa Kamińskiego, ojciec Katarzyny wchodzi w skład zarządu Towarzystwa Przyjaciół Miasta Ogrodu Czerniaków.
Razem z ówczesnym prezesem Kamińskim inicjują powstanie prywatnej szkoły podstawowej dla dzieci oficerów i urzędników z osiedla. Na jej siedzibę wybierają po-oficerski piętrowy barak z drewna, który stoi naprzeciwko bloku oficerskiego od strony Powsińskiej. Dzieci z Sadyby nie muszą już dojeżdżać zatłoczonym tramwajem lub kolejką do szkoły na Chełmską.
Na zdjęciach zachowanych w archiwum rodziny Kamińskich widać, że Branicki aktywnie uczestniczy również w akcjach patriotycznych. Razem z innymi członkami zarządu Towarzystwa zbiera pieniądze wśród lokalnej społeczności na kopiec dla Marszałka Piłsudskiego w Krakowie.
Z inicjatywy Branickiego powstała też „Maryjka”, jak ją pieszczotliwie określają mieszkańcy bloku oficerskiego przy Morszyńskiej. Chodzi o odlewaną z gipsu figurkę Matki Boskiej w aureoli, stojącą na postumencie w publicznym ogrodzie przy kamienicy. Podświetlana nocą aureola, nadaje okolicy charakterystyczny rys. Schowana między drzewami, z fosą w tle, przetrwała nienaruszona do dziś.
Generał pomógł także stworzyć korty tenisowe dla mieszkańców Sadyby Oficerskiej. Miały być przeciwwagą dla podobnych, które już od 1923 roku działały w społemowskiej osadzie spółdzielczej przy Zacisznej. Rozumowanie było proste: Skoro spółdzielców stać było na własne korty, to oficerowie Sztabu Głównego nie mogli być gorsi. Korty wytyczono w miejscu obecnego Skweru Ormiańskiego, obok drewnianej szkoły podstawowej przy Powsińskiej. Po kortach zachowały się zdjęcia, ale same korty odeszły w niepamięć.
Córka generała, Katarzyna opisuje swego ojca jako społecznika z krwi i kości. Dość naiwnego i nieżyciowego – dodaje. Na dowód pani Katarzyna przytacza historię, gdy ojciec otrzymał propozycję bezpłatnego objęcia na własność pewnej działki, ale odmówił. Kiedy zaś sprowadził się na Sadybę, to - inaczej niż reszta lokatorów bloku oficerskiego - nie wykupił natychmiast mieszkania, w którym przebywał z rodziną, choć warunki spłaty były jeszcze wtedy dogodne (blok oficerski był ostatnim dużym projektem budowlanym spółdzielni Sadyba przed kryzysem finansowym lat 30.). Kiedy ostatecznie zdecydował się na wykup od spółdzielni w czasie wojny, koszty były już znacznie większe.
Pełen werwy i pomysłów, Branicki niespodziewanie odszedł. Zmarł 2 czerwca 1941 roku w wieku zaledwie 63 lat. Spoczywa na pobliskim Cmentarzu Czerniakowskim przy Powsińskiej.
Matka królowa
Niemniej barwną postacią oficerskiego osiedla nad sadybiańskim fortem i fosą była żona generała, Maria. Przeżyła męża aż o 33 lata. Jej córka, Katarzyna tak wspomina ją w swoje stulecie: - Matka zawsze żyła jak królowa. Miała mnóstwo służących, a sama najczęściej polegiwała na łóżku w salonie, uprawiała ulubiony ogród przed domem lub gotowała. To ostatnie robiła świetnie. Sama z resztą też lubiła dobrze zjeść. Pamiętam, jak gotowała swoje ulubione bakłażany w sosie pomidorowym. Albo robiła wyśmienite pieczywo. Nawet w czasach komuny w domu zawsze musiały być dla niej bliny i czerwony kawior.
Śmierć męża w 1941 nie zmieniła jej podejścia do życia. Rok później wyprawiła w mieszkaniu przy Morszyńskiej huczne wesele dla swojej córki, Katarzyny. Podczas Powstania Warszawskiego, w drugiej połowie sierpnia 1944, oddała swoje mieszkanie w bloku na szpital polowy. Jakiś wpływ na tę decyzję miał być może fakt, że poprzedni szpital, który spłonął na osiedlu, trafiony bombą, był związany z jej mężem. Mieścił się w drewnianej szkole przy Powsińskiej 7, którą on stworzył w 1933.
Punkt zwrotny w życiu Marii Branickiej przypadł na przełom lat 60. i 70. Pani Katarzyna dokładnie nie pamięta, kiedy to się stało. - Jechała po kwiatki do Bernardynów. Musiała się zagapić, albo niefortunnie stanąć i wpadła pod ciuchcię wąskotorową – mówi. W wyniku wypadku matka pani Katarzyny straciła stopę. Od tego czasu seniorka rodu podupadła na zdrowiu i straciła wszelki zapał.
Mieszkający w tym samym bloku oficerskim, ale w klatce obok, znany poeta Stanisław Grochowiak tak opisuje powolny upadek Branickiej w wierszu Nowela (I):
Kiedy generałowej Branickiej tramwaj odciął stopę,
Jej ogródek pośrodku podwórza zesechł i zmizerniał.
Siatka, która osłaniała ten skrawek, jak kwef ochrania wdowę,
Stała się szmatą z drutu, łodyg i rupieci,
Na drewnianym stole sczerniał ślad po kartach,
Na żwirowanej ścieżce rozciekła się mysz.
A przedtem – jak pomnę – szlachetna Branicka,
W sukni sprzed wieków, w srebrnym hełmie włosów,
Wnosiła tu z piętra kruche filiżanki,
Dzbanuszki ze srebra, ciastka z margaryny,
I w pozie przejętej z portretu Marii Ludwiki
Oczekiwała trzech swoich Staruszek.
Miała je trzy – nieodmienne – wyszperane
Ze sklepów Desy, ze Szkoły Tańca, z Pensjonatu :
Nakryte wielkimi czarnymi kapeluszami jak rzeką,
Opięte w gorsety, w których trzeszczały szprychy parasoli.
„Ce sont des vieilles” – myślałem po francusku,
A one po francusku piły cienką kawę
I śmiejąc się z francuska, piskliwie, drobnymi rączkami
Oganiały się od pszczół sennych i wielkich motyli.
I dużo mówiły, nie słysząc się nawzajem, bo głuche,
I patrzyły w śmierć swoją przez zazdrostki słonecznika.
Kiedy generałowej Branickiej tramwaj odciął stopę,
Plotka domowa doniosła, że wszystkie pomarły.
Pierwsza przez pomyłkę zjadła igłę przy robocie haftów,
Druga – w kościele – śmiertelnie zaplątała się w różaniec,
Trzeciej nie znaleziono. Może weszła w ścianę?
Spoglądam na gruzy ogródka pośród podwórza,
Rozmyślam o stopie osobnej, kobiecej,
Wiatr biorę na piersi,
Trochę dżdżu na twarz.
Nadeszła jesień. Pora palić w piecu.
Maria Branicka zmarła w 1974 roku. Po jej śmierci rodzina sprzedała mieszkanie przy Morszyńskiej.
Dwie barwne postacie Jana i Marii Branickich łączył jeszcze jeden szczegół. To dżilda - pies bernardyn. Wszyscy w okolicy dobrze wiedzieli, kiedy dżilda miała szczeniaki. Byli nimi po kolei obdarowywani. - Jeden z nich wzięła Ordonka – wspomina córka Jana i Marii, Katarzyna. Dżildy już nie ma, jej dzieci i wnuków także. Pani Katarzyna została.