Na klimat każdego miejsca składają się zarówno fizyczne otoczenie, jak i ludzie. Szczególnie ludzie charakterystyczni, znani ze specyficznych, czasem dziwacznych zachowań. Tak było również z warszawską Sadybą w latach 80. O tym, kto wyróżniał się na tym warszawskim osiedlu w tym czasie, napisali sami mieszkańcy na forum internetowym Gazeta.pl w 2004 roku. Galerię zapamiętanych przez nich postaci przedstawiamy poniżej.
Wszystkie wpisy pochodzą z roku 2004 i 2005. Swoimi wspomnieniami dzieliły się głównie osoby urodzone w latach 1974-1978. Pseudonimy, którymi posługiwali się mieszkańcy na forum, widoczne są na końcu każdego wpisu.
Kobieta z zabandażowaną twarzą
Jak byłam mała po Sadybie chodziła taka pani z zabandażowaną twarzą w niebieskim płaszczyku. Strasznie się z moją siostra jej bałyśmy. gonia.pk
Oczywiście, że tę panią pamiętam! Ale ona również jeździła w inne rejony Warszawy petrokles
Ta zabandażowana mieszkała w domu za przedszkolem, przy ul. Woziwody. Narzeczonego jej na wojnie zabili, albo ją rzucił i dlatego zasłaniała twarz. Moja siostra mówiła, że ona w nocy chodziła na cmentarz i straszyła przebywające tam zakochane parki. koral10
Dobrze pamiętam tą panią w błękitnym płaszczyku i bandażach na twarzy, mieszkała w takim starym domu przy cmentarzu, chyba ul. Woziwody jeśli się nie mylę. Zawsze wracając wieczorem od kumpli z Bernardyńskiej też miałem potwornego stracha, że ją spotkam... Lagier
Pamiętam też że zabandażowaną panią, nie wiedziałam, że mieszkała na Woziwody, bo zawsze spotykałam ją na przystanku na Powsińskiej i też się bałam, a legenda była taka, że jej ukochany zginął na wojnie i ona ślubowała nie pokazać już nikomu swojej twarzy :-) Czego to dzieciaki nie wymyślą... staua
Pamiętam babcię z zabandażowaną twarzą, też się jej baliśmy! A pamiętacie czarną wołgę i różowego "foldzwagena"? co dzieci łapały i krew wypijały. A jeździły nimi zakonnice... anitka.m
Pani Ciasteczkowa
Pamiętam panią Ciasteczkową która przechodzącym koło jej domu dzieciom, dawała winogrona z ogródka i ciasteczka, i oczywiście wszyscy mówili, ze ona do tych ciasteczek to wkłada igły i opiłki szkła (rany! czego to się nie wymyślało!). ami6
Rany babcia Ciasteczkowa... Czy ona jeszcze żyje? Ja skończyłem 103 w 89 r., hehe-jak to dawno:) pamiętam, że zatrudniała nas do "skopania" ogródka itp. dostawaliśmy za to po czekoladzie Milka (tak, tak to był kiedyś rarytas!) i jakieś grosze, ale było nam zawsze milo. Powtarzała zawsze, że była przed wojną skautką i inne historie. Lagier
Żyła kiedy kończyłam podstawówkę, czyli w 97. Ale stareńka już była. Isault
Zbieracze
a pamiętacie dwie babki-siostry (jedna teraz zbiera złom i makulaturę), które po '89 sprzedawały słodycze od wedla? Do dziś marzę o "przysmaku warszawskim" mniam. gonia.pk
Pamiętam tego pana na wózku (ręcznym, prawda) co zbierał butelki i inne śmiecie. Na Bernardyńskiej była też znana "śmieciara" - Halina, mieszkała daleko na lakach już koło ZUSu, chodziła po osiedlu z dużym psem, na którego zawsze mówiła "pies" staua
Meneliki
Teraz jest kilku swojskich, miejscowych "menelików". Niektórzy naprawdę ciężko pracują wożąc całymi dniami złom i makulaturę. Mam też swojego ulubionego "pijaczka". Jest zawsze bardzo elegancko ubrany (jak tylko można w stanie totalnego upojenia alkoholowego)i uczesany. Słyszę go często jak grzebie w śmietniku u sąsiadów i baardzo głośno ze sobą rozmawia ;) gonia.pk
Był jeszcze gość poruszający się na wózku inwalidzkim z "napędem korbowym", który również za kołnierz nie wylewał, ale on raczej pochodził ze "starej" Sadyby i tam był zazwyczaj widywany. petrokles
gościa na wózku inwalidzkim na korbę też pamiętam :) gonia.pk
Tadzio marynarz
"tadzio marynarz" na "murkach" przy portofino: zawsze na huśtawce, lata 80-te. Kołyszący się chudy brunet na przystankach w okolicy skrzyżowania boni-sob (to miejsce to tzw. słoneczko - czy ktoś jeszcze używa tę nazwę?) czasem stał tam w pidżamie, teraz często z butelką na wodę. on tak stoi chyba już ze 20 lat! o rany... jothakam
ostatnio spotkałem Tadzia w sklepie na rogu Sobieskiego i Nałęczowskiej (nazywa się Select chyba). Tadzio pakuje tam zakupy. Ledwo go poznałem, a był moim sąsiadem na Stegnach (Egejska) balkanski_czopek
Dokładnie! Też kojarzę tego kolesia z przystanku, teraz głownie urzęduje na tym na rogu Sobieskiego i Bonifacego, w stronę Wilanowa. pamiętam go od zawsze, jak się gapił na autobusy, a kiedyś jakiś kierowca Ikarusa zawołał go i ten wskoczył i pojechał... Ale to było dawno... Może czeka cały czas na jeszcze jedna przejażdżkę:) lagier
Belmondo
Tak mi zapadło w pamięć zdanie goni.pk o "ulubionym pijaczku", że usilnie próbowałam sobie przypomnieć pseudonim tego słynnego pijaczka z Okrężnej, którego zawsze spotykaliśmy snując się po Sadybie w czasach szkolnych... Tak mnie to męczyło, że postanowiłam znaleźć dosyć stary artykuł w Polityce... i znalazłam:] oto link do niego, wydaje mi się, że warto przeczytać:] polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1013652&MP=1 ps. a ten pijaczek to Belmondo;] monik_es
kurcze, rzeczywiście zupełnie o nim (Belmondo – przyp. red.) zapomniałam. Już go bardzo dawno nie widziałam, pewnie wykończył go jakiś "smakołyk".. gonia.pk
Brzozówa
Była jeszcze charakterystyczna zwolenniczka nietypowych "drinków", którą nazywaliśmy "Brzozówa", z uwagi na ciągoty do wody kolońskiej bodaj o tej nazwie, do nabycia w kioskach... petrokles
Obwoźni sprzedawcy
Babulina od jagód
W lecie po naszych uliczkach chodziła jakaś babulina i krzyczała: jagody, jagody, jagody!! gonia.pk
To, co pamiętam, to te "jagody, jagody" krzyczane/śpiewane między blokami, gdy my przy otwartych na przestrzał oknach usiłowaliśmy chronić się przed upałem, niemiłosiernym wówczas na bezdrzewnym jeszcze podwórku. malin
W lecie po naszych uliczkach chodziła jakaś babulina i krzyczała: jagody, jagody, jagody!! Ja też od tej Pani kupowałem jagody, to przecież niebyło tak dawno! create
jeszcze parę lat temu ją słyszałem. Niestety, nie mogę powiedzieć, żebym za nią przepadał. pamiętam to zawodzenie zbliżające się spomiędzy bloków na Stegnach: ”jagody jagody jagody jagody” (koniecznie 4 razy). coraz głośniej, głośniej i głośniej, aż w końcu zaczynała się oddalać, a o spaniu - z tym cały problem - nie było już mowy. kiedy przeprowadziłem się do centrum, prześladował mnie samochód ze szczekaczką reklamujący Restaurację Śpiewających Kelnerów, potem szkoły jazdy i Pizza Hut. Brr. Nie cierpię tej nachalnej formy reklamy... Oczywiście złego słowa babci nie powiedziałem, ale szkołom jazdy się oberwało ;) fetefete
Ona wołała: "Jagodi, jagodi, jagodi, jagooood"! To rzeczywiście było charakterystyczne dla lata na Sadybie. petrokles
ale jagody były swojskie. Później to zaczął jeździć ten żółty samochód, z mrożonkami. Żal mi jagód, że już nie ma. Wpia
A mnie jest szkoda i jagód, i lata. Pamiętam, że ten okrzyk budził mnie około południa, po nocnym powrocie z obozu harcerskiego gdzieś w połowie sierpnia, przed następnym wyjazdem... Wakacje... to se nevrati! petrokles
Panie wołały "jagoooogi, jagooooooogi, jaooooooOOOOO!!" i to był dźwięk, który budził o wiele milej, niż budzik, bo wiadomo było, ze już są wakacje :-) ziemiomorze
Też budziło mnie nawoływanie "jagody, jagody, jagody" o świcie w soboty lub niedziele (a może w wakacje? w każdym bądź razie w dni, w które można było dłużej pospać:) ami6
Furman z mlekiem
Jeździł też jakich chłop wozem ciągnionym przez brudnego konia i sprzedawał mleko prosto od krowy. gonia.pk
a propos furmana który woził mleko na Sadybie - nazywał się Witkowski. Koń był w rzeczy samej brudny, mleko trochę czyściejsze. Na wozie była beczka w której woził zlewki ze stołówki w 103 i przedszkola, zbierał też suchy chleb dzientargowy
Pan z ziemniakami
pamiętam pana z ziemniakami, który stawał rankiem na środku osiedla i głośno krzyczał, "ziemniaki, kartofleeeee" [w każdym razie coś w tym stylu], a że były to soboty to miałam ochotę go zasztyletować... monik_es
Pan z nożami
Pamiętam dźwięczny stukot towarzyszący panu, który "noże,nożyczki ostrzył". Malin
Miotlarz
Do całkiem świeżych wspomnień dorzucę samochód rozwożący w lecie lody, to tak a propos tych odgłosów spędzających sen z powiek ;) U nas jeszcze chodzili jacyś ludzie i sprzedawali miotły. gonia.pk
Woźni, nauczyciele, lekarze
Woźny Puzio
A zapytaj Mamę o woźnego Puzia z 278! To był element! Pijał w "małpim Gaju" - tu gdzie dziś bazarek - a w szkole pracowała jeszcze jego żona i córka - prostytutka, znana wśród klientów. A przed nami, uczniami, nic się nie ukryło... petrokles
Woźny Cygan
Pamiętasz 115?!?! A pamiętasz woźnego "Cygana" i jego psy w klatce? petrokles
Woźny Hyb
Ja chodziłem do 103, u nas woźnym był pan Hyb lub Hyp:) Będąc dzieckiem nawet nie zastanawiałem się jak to się pisze... Woźnym już nie jest, ale do tej pory mieszka w budynku szkoły. Lagier
Jeśli chodzi o okoliczną menelnię, to pan na wózku inwalidzkim to był niezły agregat, tak naprawdę to mógł chodzić, a wózek wykorzystywał do wożenia swojego dobytku. Pamiętam jego tekst do mnie, jako dzieciaka jak jeszcze mieszkałem na Powsińskiej, widział że się patrzę na jego wehikuł, więc palnął do mnie: "Jak będziesz duży to ci mama kupi taki rowerek!" :) Innym razem pod Samem Sadyba (tzw. Stodola), w kolejce do skupu butelek, który tam kiedyś się mieścił i dla wielu meneli był żyłą złota, zaczepił mnie z pytaniem: "Dwoje w szkole dają?", ja na to-:"Dają", a on: "A ciekolady nie dają?", ja: "Nie dają"... Do tej pory pamiętam tą gadkę-szmatkę. Żyje cały czas, widuje go zresztą, gość który zbiera śmieci, też ma swoje wózki załadowane "towarem". Za czasów skupu makulatury, potrafił spowodować niezły korek na Bonifacego blokując ruch swoim taborem! Lagier
Chodził też taki pan i ostrzył noże i nożyczki; nie wiem dlaczego, zawsze był melancholijny jakiś bardzo. Dlaczego już nie chodzi? Ziemiomorze
Woźny ze 115-ki
Woźnego z 115nastki... po imieniu nie pamiętam, ale wspomnienie psów w klatce faktycznie wróciło. pamiętam, że on je wypuszczał po godzinach, i trzeba było na nie uważać jak się przełaziło przez plot w weekendy.
Dąbrowski. Miał dwóch synów. koral10
Dr Czumińska
A czy Was leczyła Czumińska też? W przychodni koło szkoły 278, gdzie chyba już teraz jest mieszkanie prywatne. A była przychodnia - od ogródka dzieci zdrowe a od klatki dzieci chore wchodziły.... anitka.m
dr.Czumińska, strasznie dawne czasy ... I to było tak dawno, że pozwolę sobie na anegdotę rodzinną, która tej pani doktor dotyczy. To było w mojej czwartej klasie, czyli jak sobie dobrze policzyłam w roku 1973 lub ew. 74, to przecież prawie bez różnicy dla mojej już tak galopującej sklerozy. Córeczka ukochana mojego tatusia, czyli ja, zaniemogła. Mocno zaniemogła, termometr, pod ostrą kontrolą tatusia, naciągnął 38 i 7 kresek. I tatuś natychmiast poleciał do przychodni, do dziecięcia umierającego, doktorową wzywać. I pani doktor Czumińska przybyła, i po ostukaniu, opukaniu, osłuchaniu, oznajmiła: "Phiii grypa". Na to mój tatuś kochany, w dziecko, jak w cudowny obraz, zapatrzony (a i przez życie doświadczony nieco, jako najstarszy z trójki rodzeństwa), delikatnie do pani doktor Czumińskiej rzekł: "Pani doktor, mnie się wydaje, że córka moja ma odrę." Na co pani doktor, niemal podnosząc krzyk mówi : "Co mi tu pan będzie dyrdymały (te dyrdymały to ja chyba do śmierci będę pamiętała) gadał, ja już wiem najlepiej co jej jest". Tatuś uszy po sobie położył, wszak życie jedynaczki ...
Ale następnego dnia ponownie pani doktor Czumińska została wezwana do dziecka, już teraz zsypanego od stóp do głów czerwonymi krostkami. I na widok tego kropkowatego potworka oznajmiła: "Hmmmm .... to jest odra." Wrodzona delikatność mojego ojca nie pozwoliła, z pełnym jadowitej satysfakcji uśmiechem, powiedzieć: "A nie mówiłem?". Ale nic więcej do pani doktor Czumińskiej nie mam, wręcz przeciwnie, skoliozę u mnie wykryła dostatecznie wcześnie, zajęcia korekcyjnie i basen spowodowały, że chodzę prosto.
A w kilka lat później doktor osiedlowy, niejaki chyba Bocian (albo jakiś inny ptak, bo jakieś bardzo ornitologiczne skojarzenie do niego mam) na różyczce się nie poznał, uważał, że w ogólniaku, to się na symulantkę choruje, i dopiero po pełnej wysypce, jak mu się w gabinecie zjawiłam, to ze szczerym zdumieniem oznajmił "O różyczkę pani ma". Ale może ja tak nietypowo zakaźnie choroby przechodziłam. Eulalija
Pamiętam Czumińską!!!! :)) Wszystkie choroby leczyła Biseptolem i paliła w gabinecie trzymając popielniczkę w otwartej szufladzie:) ami6