Klarysewska 60. Dwupiętrowy blok z czerwonej cegły (przed otynkowaniem), do którego wprowadziłem się z rodzicami latem 1958 roku. Szczyt ówczesnego luksusu: woda w kranach, ubikacja w mieszkaniu, a nie na zewnątrz, kaloryfery, kuchnia gazowa. Wszystko pachnące nowością. Socjalistyczna ojczyzna uszczęśliwiła w ten sposób 32 rodziny, bo tyle zamieszkało przy Klarysewskiej 60. Potem szczęście zostało jeszcze rozszerzone na lokatorów poddasza.
Początkowo ogrzewaniezapewniała własna kotłownia, w której palaczem był dozorca pan Jan. Nieczystości wywoziła szambiarka starego typu. Jeden z szambelanów w pewnym momencie coś zapalał w górnym otworze szambiarki, następował wybuch i wtedy maszyna spełniała swoją ssącą powinność. Czas palacza i szambelanów nie trwał jednak długo. Po kilku miesiącach zostaliśmy podłączeni do sieci. Kilkadziesiąt lat przed wynalezieniem internetu!
Opowieści o sąsiadach z tamtych lat odkładam na później. Na razie magiczna historyjka z teraźniejszości. Pan Sebastian, fachowiec, zapytał mnie, odkładając klucz francuski, czy wiem, kto nade mną mieszka. Nie wiedziałem. Okazało się, że pani Katarzyna, popularna aktorka. Od dawna podejrzewałem, że pani Katarzyna jest córką mojego kolegi z dzieciństwa, właśnie z Klarysewskiej 60. Któregoś dnia spotkałem sąsiadkę w windzie. Potwierdziła, że jest córką starego kumpla. Powiedziała też, że mieszka on nadal przy Klarysewskiej 60. Nie widzieliśmy się 40 lat. Poprosiłem, żeby pani Katarzyna spytała, czy ojciec zechce się ze mną spotkać. Czekam na odpowiedź...