Wątkami ze swojej bogatej biografii Edward Laudański mógłby obdarzyć niejedną znaną osobę, a sam mógłby się stać bohaterem hollywoodzkiego filmu. Długo jego najbliżsi współpracownicy w Ameryce nie wiedzieli, które z opowiadanych przez niego osobistych historii są prawdziwe, a które zmyślone. Oto co udało nam się ustalić o powojennym życiu kolorowego ptaka z warszawskiej Sadyby.
W skrócie:
-
* Zamożna warszawska Sadyba miała przed wojną kolorowego ptaka, którego znali wszyscy mieszkańcy. Dusza towarzystwa i prowokator, Edek Laudański, zbudował wokół siebie legendę
-
* Po wojnie słuch po nim zaginął. Po latach okazało się, że Laudański przyjął francuskie nazwisko i po zdobyciu wykształcenia na prestiżowych uczelniach w Europie ruszył za ocean, by zrobić tam karierę filmową
-
* W Ameryce obracał się wśród największych twórców kina i sztuki - Orsona Wellesa, Federico Felliniego, Abla Ferrary, Pier Paolo Pasoliniego czy Andy’ego Warhola
-
* Zasłynął jako twórca niezależnego amerykańskiego kina i skandalista, mający swój udział m.in. w jednym z największych skandalizujących filmów wszech czasów
-
* Pasję do polityki i filmu łączył z pasją do seksu i erotyzmu
-
* Był agentem brytyjskich służb specjalnych. Wskazuje na to wiele poszlak, choć on sam opowiadał o sobie mnóstwo historii, które często okazywały się fałszywe.
-
* Według jednych zmarł zamordowany przez CIA w szpitalnym łóżku, według innych w łóżku swojej przyjaciółki. Po śmierci, jego szczątki zostały przewiezione z Nowego Jorku do Warszawy, gdzie spoczęły w grobie na wojskowych Powązkach.
W szczegółach:
Pamiętacie przedwojennego skandalistę z warszawskiej Sadyby, Edka Laudańskiego? Tego, który chcąc zaimponować kumplom i dziewczynom z sąsiedztwa, zakładał się, że przejdzie nago po plaży Jeziorka Czerniakowskiego albo wejdzie do budy groźnego psa? Jak pisaliśmy, ten lokalny bohater i dusza towarzystwa uwielbiał koncentrować na sobie uwagę innych, ale też potrafił zrobić wiele, by pomóc potrzebującym – w trakcie Powstania Warszawskiego dwukrotnie uratował od śmierci swoją ówczesną miłość, Hankę Zawadzką, otoczył też opieką napotkanego na polu walki kilkuletniego samotnego chłopca z Woli, zwanego Małym Mańkiem.
O zawadiackiej i nieustraszonej naturze Edka krążyły legendy. Z niedawno wydanej książki “Listy z kanałów” Hanny Zdziarskiej dowiedzieliśmy się na przykład, że Edek w czasie wojny posuwał się wręcz do kradzieży i kontaktów z Niemcami, aby tylko móc zorganizować nocne “posiady” (potańcówki) z koleżankami i kolegami przy muzyce jazzowej z Ameryki. “Zbyszek Radłowski, pracujący w zakładach Philipsa i Edek Laudański, zatrudniony w “Pydrohauzie” – warsztacie i sklepie radiowym dla Niemców – wynosili stamtąd lampy radiowe i inne potrzebne części do konstrukcji patefonów elektrycznych połączonych ze wzmacniaczami. Płyty kupowano na czarnym rynku, także od żołnierzy niemieckich” – czytamy w książce.
Po wojnie słuch o Edku zaginął. Po latach znajomi z warszawskiej Sadyby mówili, że wyjechał do Ameryki i tam założył rodzinę. Prawda okazała się o wiele bardziej sensacyjna.
Nowe nazwisko, nowa tożsamość
Po Powstaniu Warszawskim 1944 roku Edward Laudański pracował dla brytyjskich tajnych służb. Po wojnie studiował najpierw w Anglii, gdzie w 1950 roku uzyskał dyplom anglistyki na Uniwersytecie w Cambridge, następnie we Francji na Sorbonie, gdzie studiował filozofię (ukończył w 1953 roku), a wreszcie w prestiżowej wyższej szkole filmowej w Paryżu (IDHEC - Institute for Advanced Cinematographic Studies) filozofię) (ukończył w 1955). Zapewne już wtedy Edward Laudański zaczął używać nowego nazwiska - Édouard (rzadziej Eves) de Laurot.
Po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych, od początku lat pięćdziesiątych de Laurot zaczął się zajmować krytyką filmową i tworzeniem filmów. W grudniu 1955 roku wraz z Amerykaninem litewskiego pochodzenia, ojcem chrzestnym amerykańskiej awangardy filmowej, Jonasem Mekasem założył wpływowy magazyn Film Culture. Pisał recenzje, publikował swoje teorie awangardowego, zaangażowanego kina, a jednocześnie szukał środków na wyprodukowanie własnych filmów. W tym ostatnim pomagały mu jego życiowe partnerki.
Nastoletnia sponsorka-skandalistka z Ameryki
W 1956 roku 34-letni Edouard poznał na statku z Nowego Jorku do Anglii 18-letnią amerykańską pisarkę Pamelę Moore. We wrześniu tego roku wydała ona swoją debiutancką książkę „Czekoladki na śniadanie”. Powieść ta, okrzyknięta przełomowym dziełem literatury queer, szybko stała się bestsellerem, została przetłumaczona na kilkanaście języków i rozeszła się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy w samych Stanach Zjednoczonych (700 tysięcy w miękkiej oprawie do maja 1958) i 400 tysięcy we Włoszech.
Pamela Moore była pod tak dużym wrażeniem de Laurota, że kolejne dwa lata (1956-57) spędziła podróżując z nim po całej Europie (od Finlandii i Szwajcarii przez Francję po Szwajcarię i Niemcy), dostarczając sprzęt (kamery, taśmę filmową, a nawet samochód) i pieniądze do jego projektów filmowych (głównie do eksperymentalnego filmu „Sunday Junction” o miłości Ameryki do samochodów i autostrad, który de Laurot reżyserował, a który z powodu niewystarczających środków i stałych utarczek z policją, ostatecznie przerwał w połowie i porzucił).
Znajomość przynosiła obopólne korzyści. Edouard i Pamela wspólnie w paryskim hotelu stworzyli drugą, poprawioną wersję jej bestsellerowej książki „Czekoladki na śniadanie”. Edouard stał się też dla Pameli Moore inspiracją dla postaci André de Sévigny’ego w jej niepublikowanej drugiej powieści, Prorocy bez honoru (1958), nad którą pracowali wspólnie na statku z Nowego Jorku do Anglii.
Podejrzane podróże
Podróże Edka vel Edouarda po Europie były równie twórcze, co podejrzane. Istniały podstawy, by sądzić, że projekty filmowe są jedynie przykrywką dla jego działalności jako agenta wywiadu. Oficjalnie de Laurot zajmował się bowiem promocją filmów, festiwali i magazynu Film Culture w całej Europie Zachodniej, mimo że jego obszarem zainteresowania były produkcje awangardowe, anty-hollywoodzkie i niskobudżetowe, których koszt powstania rzadko sięgał pięćdziesiąt tysięcy dolarów za film fabularny, a budżet na międzynarodową promocję musiał być więcej niż skromny.
Pamela była już wtedy popularną pisarką, ale duża liczba sprzedanych egzemplarzy nie przekładała się na finansową stabilizację. Moore przyznała po latach, że przeznaczała większość swoich przychodów z publikacji książki na świecie na projekty filmowe de Laurota i woziła go po Europie. Z listu jej agenta, Sterlinga Lorda (jego klientem był m.in. jeszcze wtedy niewydany, a potem słynny Jack Kerouac) z 29 kwietnia 1958 roku wynika, że w wyniku sprzedaży 600-700 tysięcy egzemplarzy powieści na jej konto wpłynęło z tytułu praw autorskich zaledwie od 12.600 do 14.700 dolarów. Agent nie omieszkał wspomnieć, że jednorazowa zaliczka, która opłaciła podróż Moore do Europy, wyniosła 26 tysięcy dolarów.
Bracia Jonas i Adolfas Mekasowie, których interesy miał reprezentować w Europie, też nie opływali w dostatki. Z przekrojowego artykułu o Jonasie Mekasie, który ukazał się 6 stycznia 1973 roku w prestiżowym magazynie The New Yorker, wynika jasno, że w połowie lat 50. bracia borykali się z poważnymi problemami finansowymi. Kiedy wydawali magazyn Cinema Culture już po pierwszym numerze ze stycznia 1955 (z Orsonem Wellesem na okładce) musieli szukać nowej drukarni, bo nie było ich stać na opłacenie zaległych kosztów druku. Historia powtarzała się za każdym numerem magazynu przez kilka lat. Mimo rozgłosu w kręgach awangardowych twórców kina, jeszcze na początku lat 1960-tych, bracia Mekasowie żyli za 30 centów dziennie, o ryżu, smalcu i herbacie, czasami okraszając jadłospis ziemniakami ukradzionymi z lokalnego sklepu sieci Safeway. Z tego samego artykułu w magazynie The New Yorker wynika, że choć bracia przeznaczali wszystkie pieniądze na zakup taśmy filmowej, sprzęt i tworzenie filmów (w 1960 to głównie „Gun in the Trees), to wykreślali ze scenariuszy wszelkie sceny, których nakręcenie wymagałoby wyłożenia dodatkowych pieniędzy.
Podróże de Laurota po Europie były podejrzane nie tylko z powodu wątpliwych źródeł finansowania, ale również z powodu swobodnego dostępu Polaka do krajów potencjalnie trudno dostępnych. Edouard bywał nie tylko w bardzo wielu krajach Europy Zachodniej, ale również w krajach za żelazną kurtyną. Z pieczątek w paszporcie Edouarda wynika, że w latach 1956-58 kilkukrotnie zapuszczał się do Polski i NRD. Podróżował głównie samochodem, a – zgodnie z pisemnymi instrukcjami - wiele listów do braci Mekasów kazał zniszczyć, jak tylko bracia odpowiedzieli na zadane im pytania, a jego prośby zostały spełnione.
Z jednej strony de Laurot nie był przejrzysty w swoich działaniach, a z drugiej usilnie pracował nad tym, by wytworzyć wokół siebie aurę bohatera i agenta sił specjalnych. We wspomnianej wcześniej, niewydanej powieści „Prorocy bez honoru” Pameli Moore, Edouard wspólnie z autorką stworzył głównego bohatera o cechach agenta na swoje podobieństwo. - Książka przypominała kolejną historię Jamesa Bonda – mówił po latach późniejszy mąż autorki, Adam Kanarek. Ze wspomnień syna autorki wiemy, że w powieści znalazła się m.in. scena konfrontacji z głównym bohaterem na moście FDR Drive na Manhattanie w Nowym Jorku, zaczerpnięta z prawdziwej kłótni o Moore między de Laurotem i Kanarkiem (Kanarek miał pojawić się na moście zamiast umówionej Moore i odbyć z Edouardem ostrą sprzeczkę. Edouard miał ostrzegać swojego przeciwnika, słowami: „Za mną stoją ludzie”).
Twórca amerykańskiej awangardy filmowej
Dzięki stworzeniu wpływowego magazynu Cinema Culture i współpracy z braćmi Mikasami nad wspólnymi filmami nowej fali (głównie Guns in the Trees) de Laurot szybko stał się wpływowym krytykiem filmowym i teoretykiem awangardowego amerykańskiego kina. Jego intelektualne manifesty robiły wrażenie na wielu ówczesnych młodych filmowcach. Bez przesady można wręcz go uznać za jednego z ojców amerykańskiej awangardy filmowej lat 1950-tych.
Edouard przypieczętował swoją pozycję na początku lat 60., kiedy w 1964 założył w Nowym Jorku grupę filmowców „Cinema Engage”, będącą wzorem dla późniejszych kolektywów zaangażowanego kina politycznego, a rok później – w 1965-66 - założył wydział kina na Wolnym Uniwersytecie Nowego Jorku. Do tego w 1960 wyreżyserował kilka krótkometrażówek dla kampanii prezydenckiej Johna F. Kennedy’ego, a w tym samym roku we Włoszech razem z Andrzejem Munkiem reżyserował satyryczny film krótkometrażowy „Un altro Festival”.
Swoje teorie kina walczącego, Trzeciego Kina, wcielił w życie w dokumentalnych filmach krótkometrażowych dla kanadyjskiej telewizji - Czarne wyzwolenie (Black Liberation) (znane również jako Cicha rewolucja – Silent Revolution) (1967) i Słuchaj, Ameryko! – Listen, America! (1970). Oba zachowały się do dziś – pierwszy film można obejrzeć tu: https://zoelund.com/ydl/films/BlackLiberation-ZL.html, drugi tu: https://archive.org/details/Listen-America).
Dwa najbardziej znane filmy de Laurota – okrzyknięte arcydziełami kina niezależnego - przyniosły mu wiele pozytywnych recenzji i nagród na zagranicznych festiwalach. Dokument „Czarne wyzwolenie” zdobył w 1968 roku pierwszą nagrodę na międzynarodowym festiwalu filmowym w Wenecji, pierwszą nagrodę na festiwalu czarnego kina w Chicago, wyróżnienie dla „pierwszego podziemnego filmu z USA” na światowym festiwalu Trzeciego Świata w Paryżu, Agis Cup na festiwalu Del Popoli we Florencji, nagrodę dukata dla najlepszego filmu dokumentalnego w Mannheim. Film wyświetlały BBC, kanadyjska stacja CBC i telewizje na całym świecie. Drugi z podanych filmów zdobył z kolei w 1972 roku nominację do amerykańskich Oskarów w kategorii najlepszy film dokumentalny (co ciekawe, zgłoszony został oficjalnie przez Niemcy, a nie USA).
Jednocześnie z kręceniem własnych filmów, de Laurot zarabiał na życie jako asystent reżysera u innych twórców. Jak podaje Nicole Brenez, autorka biografii „Abel Ferrara” z 2007, jeszcze w 1949 pracował we Francji przy filmie Rendez-vous de juillet (Spotkanie lipcowe) Jacquesa Beckera, a w 1960 w Szwecji przy filmie The Mirage Petera Weissa.
Jako asystent reżysera pracował też ze słynnym już wtedy Orsonem Wellesem (znanym z oskarowego Obywatela Kane z 1941) przy jego ostatnim filmie Don Kichote, którego zdjęcia zaczęły się w 1957 roku (film ukończono ostatecznie po śmieci reżysera, w 1972). De Laurot współpracował również z legendą kina, Federico Fellinim (nagrodzonym już wtedy Oscarami za La Strada, Słodkie życie, Osiem i pół) przy jego pierwszym, pełnometrażowym filmie kolorowym Giulietta i duchy (1965). Obraz ten zdobył w 1965 nagrodę Złotych Globów i był nominowany w dwóch kategoriach do amerykańskich Oscarów.
De Laurot napisał też pierwszą wersję scenariusza do klasycznego filmu akcji i największego klasyka kina noir, dreszczowca Cena Strachu w reżyserii Henriego-Georges’a Clouzota, okrzykniętego francuskim Hitchcockiem.
Choć współprace reżyserskie odnotowuje wielu krytyków filmowych i historyków kina, to jednak jak twierdzi w swoim eseju w czasopiśmie The White Review, Raphael Rubinstein, amerykański poeta i profesor Akademii Sztuk Pięknych w Houston, a wcześniej współpracownik de Laurota, nazwisko Edouarda nie pojawia się w napisach końcowych żadnego z przywołanych dzieł.
Heronistka Zoe i najbardziej skandalizujący film w historii kina
W filmowym życiorysie Edka Laudańskiego vel Edouard (Yves) de Laurota brak potwierdzenia na piśmie jego osiągnięć i działań nie był przypadkiem. Jak twierdzi wspominany już Raphael Rubinstein,
Przez dziesięciolecia de Laurot robił karierę kręcąc niezrealizowane filmy. Zawsze był w przygotowaniu jakiś wielki projekt, zwykle jakiś epos polityczny, ale ani jedna scena z niego nigdy nie trafiła na ekran. Po zakończeniu zdjęć de Laurot, zamiast przejść do fazy montażu, po prostu się rozpływał. Kiedy pół roku później pojawiał się ponownie, jeździł już nowiutkim sportowym samochodem i afiszował się z nową, seksowną dziewczyną. Pojawiły się poważne wątpliwości, czy w ogóle zadawał sobie trud załadowania kliszy do kamery. Krótko mówiąc, był oszustem.
Choć do wszystkich osiągnięć filmowych Edouarda trzeba podchodzić z rezerwą, jeden trop wydaje się wiarygodny, mimo że z wszystkich dotychczasowych jest najbardziej sensacyjny. Wiąże się on z poznaniem w 1979 roku, 17-letniej amerykańskiej modelki, aktorki i scenarzystki, przyszłej ikony kina niezależnego, Zoe Tamerlis Lund. Wtedy świeżo po wyrzuceniu z collegu, Zoe związała się z Edouardem, by przez siedem lat romantycznej znajomości wspólnie pracować nad tylko jednym projektem – i to nie filmowym. Tym projektem okazała się powieść pod roboczym tytułem „Curfew: USA” (Godzina policyjna: USA).
Współpraca z Zoe wykraczał jednak poza książkę. Nowa muza okazała się dla Edouarda kolejną przepustką do historii kina niezależnego. Już w wieku 17 lat Amerykanka zadebiutowała w kontrowersyjnym i kultowym dziś filmie Abla Ferrary "Kaliber 45". Zagrała w nim dwukrotnie zgwałconą niemą dziewczynę szukającą zemsty na ulicach Nowego Jorku i mordującą przypadkowych mężczyzn.
Niezależny film, zrobiony za niewielkie pieniądze, stał się szybko kultowym filmem kina niezależnego. Dzięki wstawiennictwu popularnego reżysera Williama Friedkina (znanego z oscarowych filmów: Francuskiego łącznika z 1972 i Egzorcysty z 1973), dostał dystrybucję na całe Stany Zjednoczone od hollywoodzkiego studia Warner Bros, a Lund urosła w okamgnieniu do rangi gwiazdy. Na fali popularności wystąpiła na moment (w jednym odcinku w 1985) w znanym również w Polsce telewizyjnym serialu Policjanci z Miami (Miami Vice), ale występowała jednocześnie w filmach niezależnych o niewielkiej dystrybucji.
Do historii światowego kina przeszła jednak za sprawą filmu Zły Porucznik z 1992 pt. w reżyserii Abla Ferrary, z Harveyem Keitelem w głównej roli skorumpowanego nowojorskiego policjanta-narkomana.
Choć sama wystąpiła tylko w dwóch krótkich scenach, grając poniekąd samą siebie (heroinistkę), to do historii kina przeszła za sprawą swojego wkładu w powstanie scenariusza. Początkowo reżyser Abel Ferrara przypisał jego autorstwo sobie, ale po czterech latach od premiery, w wywiadzie z 1996, Lund wyznała, że choć początkowo mieli stworzyć z reżyserem scenariusz wspólnie, to ostatecznie „ona sama napisała każde słowo”. Jak się okazało kilka lat później, nie była to do końca prawda.
Jonas Mikas, twórca niezależnego kina za oceanem, dobrze zorientowany w awangardowych projektach filmowych, a prywatnie dobry znajomy Edouarda, oświadczył w sfilmowanym wywiadzie, że de Laurot potajemnie udzielał wskazówek Lund przy tworzeniu scenariusza do filmu Zły porucznik. Mikas twierdził, że wkład Edouarda jest tak samo duży, jeśli nie większy od wkładu Lund. Powiedział to publicznie, mimo że od trzydziestu lat był skłócony z Edouardem, oskarżając go o despotyzm i popsucie kreatywnej wizji jego pierwszego ważnego filmu z 1961 roku (gdzie Mikas był reżyserem a de Laurot jego asystentem). Zdanie Mikasa o faktycznym autorstwie scenariusza potwierdził również znany amerykański powieściopisarz i scenarzysta, David Scott Milton, który pisał scenariusze m.in. dla takich reżyserów jak Peter Bogdanovich, czy Sidney Pollack.
I tak Polak z warszawskiej Sadyby stał się współtwórcą jednego najpiękniejszych amerykańskich filmów (wg Martina Scorsese), a jednocześnie jednego z najbardziej skandalizujących obrazów wszechczasów. Dziś niewielu o tym pamięta, ale ze względu na sceny przemocy dystrybucja filmu była zakazana w kilku krajach, a w brytyjskiej wersji filmu cenzura wycięła 3-minutową sekwencję, w której gwałcona jest zakonnica. Niewiele brakowało, a do zgorszenia przyczyniłaby się polska aktorka Katarzyna Figura, ówczesne dziewczyna reżysera. Abel Ferrara proponował jej rolę w tym filmie, jednak aktorka musiała odmówić, bo kolidowało to z jej wcześniejszym angażem do brytyjsko-francuskiej obrazu "Głosy w ogrodzie" („Voices in the Garden”) w reż. Pierre Boutona.
De Laurot nie długo cieszył się sukcesem swojego dzieła. Kręcony w październiku i listopadzie 1991, Zły porucznik miał swoją premierę światową 14 maja 1992, a polską 31 grudnia 1992. Jego ukryty scenarzysta zmarł kilka miesięcy później – 23 marca 1993. Po śmierci Edouarda, a przed swoją śmiercią w 1999, Zoe przekazała Mekasowi rękopis napisanej przez siebie powieści „Zły porucznik”. Na zachowanych faksymilach widać odręczne znaczki charakterystyczne dla de Laurota.
Erotyki
Edouard de Laurot tworzył skandalizujące filmy, ale też sam był skandalistą w życiu prywatnym. Jak przyznała we wspomnieniach Zoe Lund, w latach 60. i 70. artysta poddawał się swoim seksualnym fantazjom, zapisując je na taśmie filmowej.
Mój twórczy współpracownik i zmarły pierwszy mąż, Yves Edouard De Laurot, przez całe życie prowadził dziennik erotyczny – na filmie. Kilka razy w tygodniu podrywał dziewczyny (lub prosił mnie, żebym zrobiła to honorowo), zabierał je do swojego studia i tam uwodził. Przynajmniej do tego stopnia, że rozbierał je do naga, malował ich ciało, filmował i nakłaniał do wyznania najbardziej intymnych sekretów. Często dziewczyny odgrywały przed kamerą małe dramy, tańczyły, opowiadały historie lub robiły, co tylko miały ochotę o 4:00 rano w towarzystwie najbardziej osobliwych ludzi, jakie kiedykolwiek spotkały. Zdecydowana większość tych kobiet była głęboko poruszona tym, co się wydarzyło. W niektórych przypadkach można śmiało stwierdzić, że to spotkanie odmieniło ich życie. Za każdym razem „uwodzenie” było zupełnie wyjątkowe. Podobnie jak jego twórcze rezultaty. Czasami te kobiety pracowały przy naszych produkcjach filmowych. Zwykle jednak nigdy więcej ich nie widzieliśmy. Dzwoniły, często błagały o spotkanie, ale po prostu nie mogliśmy pomieścić tak wielu osób. Spotykaliśmy je po latach wciąż rozpromienione, gdy wspominały tę wyjątkową noc, podczas której wiele się dowiedziały – o realiach politycznych, o potencjale erotycznym i o sobie samych.
Ten konkretny materiał filmowy obejmuje lata sześćdziesiąte i wczesne siedemdziesiąte. Prawie cały materiał obejmuje efektowne malowanie ciała. Zawsze zmysłowy, czasami pojawiają się w nim także odniesienia polityczne. Akcja ma często całkowicie nieformalny i spontaniczny charakter. Ale są też krótkie, dobrze zaplanowane sceny. Są wśród nich zarówno nagie, pomalowane na ciele kobiety produkujące bomby, jak i rząd tańczących dziewcząt ubranych wyłącznie w maski z podobizną Nixona. Na taśmie widać też kobietę z imponująco dużą łechtaczką. Inne dziewczyny po prostu siedzą i wyznają swoje erotyczne historie. Wszystko dzieje się w atmosferze wolności i seksualnej zabawy.
Lund przyznawała, że Edouard działał jak magnes na swoich przyjaciół, ale także na ludzi, których spotkał na ulicy zupełnie przez przypadek. Wśród osób zapraszanych do studia byli również mężczyźni.
Edouard był bardzo atrakcyjny dla kobiet, ale miał też miłości z mężczyznami, które były nieskonsumowane, ale wciąż bardzo znaczące. Miał takie relacje z kilkoma niezwykłymi i sławnymi gejami. Pasolini (Pier Paolo Pasolini – skandalizujący włoski pisarz, scenarzysta i reżyser filmowy – przyp. red.) był jedną z tych miłości. Tej samej nocy, gdy Pasolini zmarł, miał spotkać się z Edouardem na plaży w pobliżu miejsca, w którym został zamordowany, ale spotkanie zostało odwołane.
Inną miłością Edouarda, opisywaną przez Lund, był znany amerykański ciemnoskóry powieściopisarz i zadeklarowany homoseksualista, James Baldwin. Znana jest też fascynacja Edouarda jednym z najbardziej awangardowych filmowców początku lat 1960 i późniejszym ojcem pop-kultury, Andy Warholem.
Gdzie jest prawda a gdzie fałsz
Edouard de Laurot miał swoje bezsprzeczne osiągnięcia w dziedzinie filmu i krytyki filmowej, ale lubił też tworzyć wokół siebie aurę bohatera z innego świata. Sam opowiadał historie ze swojego życia, które miały ten wizerunek budować. Były one na tyle niecodzienne, że przyjaciele i znajomi nigdy nie wiedzieli, co z tego jest prawdą a co fałszem.
Opowiadał najbardziej szalone historie, po czym okazywało się, że tylko jedna z nich była prawdziwa” – mówi o de Laurocie syn Pameli Moore. - Ale wtedy opowiadał kolejną historię, która przeczyła tej pierwszej.
Tak naprawdę Laurot nigdy nie był tym, za kogo się podawał. Uchodził za Francuza, ale według paszportu był Polakiem urodzonym w Łodzi, a jego prawdziwe nazwisko brzmiało Edward Łada-Laudański. W nagraniu wideo uzyskanym przez cyfrowe archiwum Web of Stories Jonas Mekas, współzałożyciel magazynu Cinema Culture i współpracownik przy filmie Guns in the Trees, opisuje de Laurota jako „tajemniczą osobę o tajemniczych osiągnięciach, zasługach i przeszłości”.
Jedna z historii, którą Edouard często powtarzał przyjaciołom-filmowcom, dotyczyła tego, że został wybrany przez polski ruch oporu w Warszawie do przepłynięcia Wisły podczas Powstania Warszawskiego, pod ostrzałem Niemców, z tajną wiadomością do stacjonujących na drugim brzegu Rosjan. Historię tę potwierdził ponoć znany amerykański prawnik z Waszyngtonu, kiedy w latach 50-tych odwiedził służbowo Polskę.
Zdaniem Hanny Dziarskiej, autorki książki „Listy z kanałów” z 2023 i córki Hanny Zawadzkiej, która przekraczała wtedy Wisłę razem z Laudańskim, prawda jest inna. W nocy z 17 na 18 września 1944, Edek razem z Hanką Zawadzką zostali przewiezieni na praski brzeg Wisły przez saperów z armii gen. Berlinga. "Pod silnym ostrzałem, ścigani światłem reflektorów, flar i rakiet świetlnych, jako nieliczni wybrańcy losu, przepływają Wisłę łodzią pontonową i po szczęśliwym wylądowaniu na praskim brzegu zgłaszają się do jednostki Wojska Polskiego" - czytamy w książce.
W wielu źródłach przywołuje się też opowieść Edouarda o tym, jak po raz pierwszy zetknął się z kamerą filmową. W wywiadzie „Yves de Laurot definiuje Cinema engagé” (Cinéaste, wiosna 1970) Laurot/Laudański opisuje:
Pierwszy raz miałem w ręku kamerę pod koniec wojny, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Zdobyliśmy niemiecki czołg, weszliśmy do niego i znaleźliśmy – poza zwykłym wyposażeniem czołgu – pierwszy bojowy Arriflex 35 mm! Powiedzieliśmy więc żołnierzom, że pozwolimy im żyć, jeśli poinstruują nas, jak obsługiwać kamerę. Austriacki strzelec trząsł się i nie do końca wierzył, że pozwolimy mu ujść z życiem. Kiedy nas poinstruował, my spełniliśmy naszą obietnicę.
Jeśli faktycznie ta historia była prawdziwa, to w 1944 roku de Laurot na pewno nie był już nastolatkiem. Kilka miesięcy wcześniej skończył 22 lata.
Oprócz historii opowiadanych, choć wątpliwych, były też takie, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Długoletnia przyjaciółka de Laurota, Zoe Lund opowiadała w wywiadzie z profesorką filmoznawstwa na Sorbonie Nicole Brenez i Agathe Dreyfus w 1996 roku, że przeszukując jego archiwa filmowe w połowie lat 90. znalazła „rzeczy, których pochodzenia nie jestem nawet pewna; kadry z Edouardem i innymi ludźmi w Argentynie, Arizonie i Afryce.”
Co robił w tych miejscach? Być może prawdą jest to, że mimo wszystko nadal był agentem? Lund uważała, że jej dawnego towarzysza życia zamordowało CIA, kiedy ten spoczywał w szpitalnym łóżku. Z drugiej strony, ostatnia przyjaciółka de Laurota, Solange Marcin, która w 1965 roku wraz z de Laurot założyła kolektyw Cinema Engagé, a kilka lat przed śmiercią w 1989 pomagała mu poruszać się na wózku inwalidzkim, rok przed swoją śmiercią napisała do Nicole Brenez, że de Laurot „zmarł pewnego ranka wcześnie rano w moim łóżku na Prince Street (w Nowym Jorku – przyp. red.)”.
Z odpowiedzią na to, które wątki powojennego życiorysu Edka Laudańskiego są prawdziwe i co jeszcze mieści się w jego barwnej historii, trzeba będzie poczekać do odnalezienia i publicznej prezentacji wszystkich archiwów artysty. Rozproszone między różne instytucje i osoby prywatne, na swoją premierę czekają m.in. dziesiątki godzin nigdy niedokończonych filmów.
***
Powojenny Edek Laudański został zapamiętany przez amerykańskich przyjaciół jako „mężczyzna krępej budowy ciała, o wyrazistych rysach twarzy. Zawsze ubrany na czarno i w czarnym kapeluszu z szerokim rondem, przypominał Felliniego.” James Bond z warszawskiej Sadyby pozostał mroczny do końca. Umarł w Nowym Jorku 23 marca 1993 w wieku 70 lat. Jego prochy spoczęły w grobie na wojskowych Powązkach w Warszawie.
Jego wieloletnia przyjaciółka Zoe Lund tak go wspominała w latach 1990-tych:
Nie do wiary, że to wszystko przydarzyło się jednemu człowiekowi. Był obecny niemal w każdym ważnym momencie ostatnich sześćdziesięciu lat. To niesamowite! Podziemie polskie, podziemie francuskie w czasie wojny, Andy Warhol – i wszystko pomiędzy, każde możliwe podziemie! Był także członkiem brytyjskich Zielonych Beretów (jednostka specjalna wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych – przyp. red.). Nawet mnie, gdy spotkałem go po raz pierwszy, trudno było w to wszystko uwierzyć.