W ostatni czwartek podaliśmy, że na dziewiczych polach między Czerniakowską a Trasą Siekierkowską trwają intensywne prace budowlane. Dzieje się tak, mimo że na tym terenie – zgodnie z planem miejscowym – najpierw powinna powstać sieć kanałów i zbiorników odprowadzających wodę opadową do pobliskiego Jeziorka Czerniakowskiego. Co równie dziwne, z tablicy informacyjnej, którą zobaczyliśmy dopiero, gdy o nią poprosiliśmy, wynikało, że pozwolenie na budowę wydał spółce Mayland Real Estate wojewoda mazowiecki (wówczas Konstanty Radziwiłł). Tymczasem zgodnie z prawem w przypadku uchwalonych planów miejscowych – a ten teren miał taki plan - decyzje wydaje wójt, burmistrz albo – jak w przypadku Warszawy - prezydent miasta.
Burza wśród mieszkańców
Artykuł wywołał prawdziwą burzę na naszym profllu na Facebooku. Duża część komentatorów krytycznie oceniła pomysł budowy. - I po jeziorku. Za parę lat będzie bagno z tryliardem komarów – komentował pan Robert. - Żal zwierząt tam żyjących, czy ktoś o nich pomyślał? Gdzie się podzieją? – ubolewa pani Paulina. Wtóruje jej na platformie X pan Grzegorz: - Z żywej, bogatej przyrodniczo okolicy (m.in. bobry, czaple, zimorodki) nic nie zostanie. - Nie pojmuję w dobie szalonej eko, tu gdzie można jeszcze zostawić przestrzeń zieloną, właściwe bez dodatkowych inwestycji, teren zostanie zabudowany – pisze pan Paweł.
Są też zwolennicy zabudowy. - Nareszcie zabudowa zarośniętych pól i siedlisk bezdomnych. Brawo – cieszy się pan Kacper. Pani Monika zauważa: - To są chaszcze, nie teren zielony. Nie mówimy o okolicach Jeziorka - tylko Trasy Siekierkowskiej. Zapuszczone pola plus latem pijący i bezdomni.
Najgorętszą dyskusję wywołał jednak wątek urzędu, który pozwolił na budowę. Niektórzy przypisywali winę prezydentowi miasta, inni obecnemu wojewodzie, a jeszcze inni tłumaczyli (zgodnie z prawdą), że za decyzją stoi poprzedni wojewoda. Pojawił się też ciekawy nowy wątek. Pan Piotr pyta: - Jakim cudem wojewoda wydaje pozwolenie wbrew ustaleniom MPZP? a do tego wskazane na tablicy pozwolenie dotyczy zaledwie połowy terenu na którym są prowadzone prace.
Radni żądają wyjaśnień
W piątek wcześnie rano sprawę podchwycił na platformie X dziennikarz Gazety Wyborczej Michał Wojtczuk. - Jak to możliwe, że inwestor prowadzi prace ziemne w pobliżu Jeziorka Czerniakowskiego, chowając tablicę informacyjną w baraku? I jak to możliwe, że ktoś kopie na terenie, na którym najpierw należy zbudować układ kanałów i stawów? – pytał, linkując do naszego artykułu.
Cztery godziny później nadeszła odpowiedź. Radny sejmiku Mazowsza, Bartosz Wiśniakowski alarmował: - Podzielam zdanie, że sprawa jest poważna i dlatego kieruję pismo do Pana wojewody, Mariusza Frankowskiego, żeby przeanalizował w tym zakresie działania poprzednika.
Do wpisu załączył swoje oficjalne pismo. Czytamy w nim m.in.: - Wokół terenu Jeziorka Czerniakowskiego przy Trasie Siekierkowskiej aktualnie prowadzone są intensywne prace ziemne, które sugerują zamiar przesunięcia odcinka Kanału Czerniakowskiego. Opisana sytuacja budzi uzasadniony niepokój społeczny mieszkańców Sadyby i Mokotowa. To kwestia o istotnym znaczeniu dla lokalnej społeczności, ponieważ tak głęboka ingerencja w teren może negatywnie wpłynąć na stosunki wodne.
Jeszcze tego samego dnia po południu odezwał się też radny Warszawy, Paweł Sawicki. - Dziwna sprawa. Sprawdzam to – napisał w komentarzu pod naszym wpisem na Facebooku.
Deweloper prostuje
Sprawę postanowił wyjaśnić sam deweloper, spółka Mayland Real Estate. W oświadczeniu, jakie dziś od niej otrzymaliśmy, marketing & PR manager Agata Uszyńska najpierw prostuje informacje zawarte w naszym artykule. Chodzi o fragment: „Taki charakter prac potwierdza nam przedstawiciel dewelopera. - Są to prace przygotowawcze związane z infrastrukturą wodną – mówi Agata Uszyńska z Mayland. Jednocześnie całkowicie zaprzecza treści tablicy informacyjnej. - Nie jest to Etap A – dodaje. I wrzuca prawdziwą bombę: - Nie posiadamy pozwoleń na budowę. W związku z powyższym nie przewidujemy kolejnego etapu, ponieważ jest to działanie dotyczące infrastruktury wodnej – przekonuje i doprecyzowuje: - Nie posiadamy pozwoleń na budowę zarówno dla Mayland oraz Ariette.”
W swoim sprostowaniu spółka tłumaczy: - Nie posiadamy pozwolenia na budowę projektu Libretto- zarówno w zakresie biurowym jak i mieszkaniowym. I tego typu prac nie prowadzimy. Posiadamy natomiast pozwolenie na prace prowadzone obecnie na terenie działek należących do Mayland- pozwolenie na budowę nr. 357/SAAB/202.
W/w decyzja nr 357/SAAB/2021 to pozwolenie na budowę na kanałek i prace wynikające z tej decyzji są obecnie prowadzone. Przed otrzymaniem pozwolenia na budowę otrzymaliśmy dla tych prac decyzję o ustaleniu lokalizacji inwestycji dla celu publicznego – oświadcza Agata Uszyńska.
Nowe pytania
W sprostowaniu deweloper nie odnosi się wprost do wyraźnej sprzeczności. Z jednej strony mówi, że nie posiada pozwolenia na budowę projektu Libretto. I że nie jest to Etap A. A z drugiej strony, wskazuje na pozwolenie na budowę, które nosi w nazwie dokładnie ten projekt (cytujemy za tablicą informacyjną inwestora: „Rozbudowa Kanału Czerniakowskiego w ramach zadania pod nazwą: Przebudowa odcinka Kanału Czerniakowskiego dla potrzeb realizacji inwestycji Libretto Park – Etap A”).
Druga część wypowiedzi wnosi z kolei do dyskusji zaskakujący nowy trop. Jak podaje przedstawicielka Mayland, przed otrzymaniem pozwolenia na budowę inwestor otrzymał bowiem decyzję o ustaleniu lokalizacji inwestycji dla celu publicznego. Zgodnie z ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, takiej decyzji nie wydaje się w przypadku istnienia planu miejscowego. A – jak wynika z tablicy informacyjnej na placu budowy - inwestor złożył wniosek już po tym, jak Rada Warszawy przegłosowała plan miejscowy dla tych terenów. Co więcej, taką decyzję wydaje tylko wójt, burmistrz albo prezydent miasta. Wojewoda też, ale tylko w wypadku, gdy mamy do czynienia z terenami zamkniętymi.
Mnóstwo furtek w przepisach
Istnieją jednak legalne furtki w przepisach. Decyzję o inwestycji celu publicznego można wydać po uzgodnieniu z Regionalnym Dyrektorem Ochrony Środowiska, jeśli dla danej inwestycji przeprowadzono ocenę oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko, a tenże dyrektor uzgodnił realizację przedsięwzięcia.
Jeśli regionalny dyrektor ochrony środowiska jednak odmawia uzgodnienia decyzji, powołując się na niedołączenie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, inwestor – w przypadku rezerwatów przyrody lub możliwości znacząco negatywnego oddziaływania na cele ochrony obszaru Natura 2000 – może złożyć zażelenie do organu wyższej instancji – w tym wypadku do wojewody. Jeśli z kolei regionalny dyrektor ochrony środowiska nie wyrazi stanowiska w terminie 21 dni od dnia otrzymania projektu decyzji, decyzję uznaje się za uzgodnioną.
Jest jeszcze kolejna furtka. Cytujemy (a potem tłumaczymy): „W przypadku odmowy uzgodnienia decyzji o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego przez organy (…), z uwagi na zamiar realizacji na objętym wnioskiem terenie zadań rządowych albo samorządowych, służących realizacji inwestycji celu publicznego (…), postępowanie administracyjne w sprawie ustalenia lokalizacji inwestycji celu publicznego zawiesza się na czas nie dłuższy niż 9 miesięcy od dnia złożenia wniosku. Jeżeli w okresie zawieszenia postępowania administracyjnego nie uchwalono miejscowego planu albo nie ustalono lokalizacji inwestycji celu publicznego, związanej z tymi zadaniami, decyzję wydaje się pomimo braku tego uzgodnienia.” Słowem, jeśli inwestor złoży wniosek o ustalenie inwestycji celu publicznego, a urząd zawiesi rozpatrywanie tego wniosku wcześniej niż 9 miesięcy przed uchwaleniem planu, inwestor może liczyć na pozytywną decyzję.
Jak widać, istnieje w prawie wiele różnych – powtórzmy, legalnych - sposobów na obejście planu miejscowego. Którym z nich posłużył się inwestor, by zdobyć pozwolenie na budowę od wojewody mazowieckiego, nie wiemy. Urząd miasta nie odpowiedział nam jeszcze na pytanie, czy uczestniczył na jakimkolwiek etapie procedowania pozwolenia na budowę nr 357/SAAB/2021 dla spółki Mayland Real Estate. A jeśli uczestniczył, to na jakim etapie, czego on dotyczył i jaka była jego decyzja. Urząd dzielnicy Mokotów odpowiedział wymijająco. - Nie mamy kompetencji w tej sprawie, nie jesteśmy zarządcą. Proszę wszelkie pytania w tym zakresie kierować do miasta – mówi rzecznik Mokotowa, Damian Kret.