Zarząd Zieleni ogłosił kilka dni temu konkurs na prowadzenie nowego budynku w centrum starej Sadyby. Organizacja pozarządowa lub kilka organizacji razem mają zarządzać obiektem przez kolejne 3 lata.
Zapytaliśmy pomysłodawców budynku i organizacje, które najbardziej mu dopingowały, czy warunki konkursu dają nadzieję na stworzenie lokalnego centrum aktywności i integracji. Taki był bowiem cel zwycięskiego projektu budżetu obywatelskiego.
Pomysłodawczyni: „To, na czym mi zależało”
Warunki konkursu pozytywnie ocenia Katarzyna Molska, która jest autorką pomysłu na obiekt. W jej opinii warunki wpisane przez Zarząd Zieleni spełniają to, na czym jej zależało, gdy zgłaszała projekt do budżetu obywatelskiego.
– Oczywiście zawsze są obawy, że w konkursie wybrana zostanie organizacja, która nie ma żadnego związku z Sadybą i będzie ściągała tylko imprezy i ludzi spoza osiedla – mówi. - Z drugiej strony, lokalizacja pawilonu jest raczej peryferyjna, a na pewno nie centralna, więc małe jest ryzyko, że Sadyba stanie się nagle centrum działalności kulturalnej na skalę całego miasta. Tym bardziej, że konkurs ogranicza liczbę osób przebywających w pawilonie do maksymalnie 34 osób. To nie są warunki na masowe imprezy – uważa pomysłodawczyni obiektu.
Molska szacuje koszty prowadzenia pawilonu na ok. 15 tys. złotych miesięcznie. To koszty mediów, czynszu, ubezpieczenia, napraw, ale też wynagrodzenia osób prowadzących obiekt. Pomysłodawczyni pawilonu uważa, że koszty te da się pokryć z organizacji płatnych zajęć.
Prezes lokalnego stowarzyszenia z Sadyby: „Konkurs nie jest sprofilowany pod lokalne potrzeby”
Bardziej sceptyczny od pomysłodawczyni jest prezes Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Miasto Ogród Sadyba, Jerzy Piasecki. - Przyznaję, że Zarząd Zieleni częściowo dostosował się do naszych oczekiwań, w czym jest duża zasługa dzielnicy Mokotów, która konsultowała konkurs. Urząd wprowadził bowiem wymóg prowadzenia programu kulturalnego i działań międzypokoleniowych. Wpisał też warunek obniżenia cen pod kątem seniorów i osób mniej zamożnych oraz zróżnicowanych godzin otwarcia – mówi.
Społecznik dostrzega jednak poważną wadę. – Uważam, że warunki konkursu nie są sprofilowane pod działalność lokalną i aktywizacją lokalnej społeczności. Operator może taką działalność podjąć, ale będzie to jego dobra wola, a nie obowiązek. Takiemu profilowi nie sprzyja też model finansowania. Koszty ogrzewania, czyszczenia toalety, prądu, ubezpieczenia, czynszu są zbyt wysokie w stosunku do ograniczonej skali działalności i dopuszczonych możliwości zarobkowania.
Szef stowarzyszenia z Sadyby obawia się, że na pokrycie wysokich kosztów utrzymania pawilonu stać będzie tylko organizacje o ogólnomiejskim lub ogólnokrajowym zasięgu. A więc takie, które nie będą się kierować potrzebami lokalnej społeczności.
Mieliśmy konkretne pomysły na model finansowania
Jak zapewnia Piasecki, Towarzystwo Miasto Ogród Sadyba miało konkretne pomysły na to, jak zagwarantować, by w pawilonie prowadzona była działalność o charakterze lokalnym. I warunki te komunikowało urzędnikom. – We wrześniu 2022 przekazaliśmy Zarządowi Zieleni raporty z wynikami badania potrzeb mieszkańców Sadyby. Jako partnerstwo lokalne dla Sadyby wskazaliśmy też nasze oczekiwania wobec formuły prowadzenia pawilonu. Powtórzyliśmy je również ustnie na spotkaniu z dyrekcją Zarządu Zieleni – mówi Piasecki. I dodaje: - Wtedy nie dostaliśmy odpowiedzi, ale dziś widzimy, że kilku naszych podstawowych postulatów zupełnie nie uwzględniono w konkursie.
O jakie postulaty chodzi? Jerzy Piasecki: – Po pierwsze, proponowaliśmy, by oferent musiał dostosować swój program działania do potrzeb lokalnej społeczności. Po drugie, chcieliśmy rozszerzyć potencjalne źródła finansowania. Postulowaliśmy o wprowadzenie stałej dotacji celowej z miasta na pokrycie kosztów administracyjnych oraz osobnej dotacji celowej na częściowe pokrycie kosztów programu. Chcieliśmy też, by operator pawilonu mógł wpisać w koszty pracę lokalnych wolontariuszy, dotacje programowe z miasta, czy sponsoring np. w formie darowizn od lokalnych mieszkańców.
Prezes sadybiańskiego stowarzyszenia daje do zrozumienia, że wsparcie finansowe miasta jest kluczowe dla tak lokalnego projektu. – Kultura sama się nie utrzyma bez wsparcia miasta – twierdzi. Na dowód podaje przykład dużego lokalu o profilu kulturalnym, który ratusz w Poznaniu wydzierżawił na 5 lat. Po 4 latach balansowania na granicy upadku, lokal otrzymał w końcu stałą dotację.
Gdzie podziały się pieniądze z budżetu obywatelskiego na utrzymanie projektu w kolejnych latach?
Mówiąc o sposobach finansowania pawilonu prezes Piasecki zwraca też uwagę, że w warunkach konkursu nie widać kwoty, która zapisana była w projekcie budżetu obywatelskiego na utrzymanie obiektu w kolejnych latach. Kwotę tą miał pokrywać zarządca terenu, czyli w tym przypadku Zarząd Zieleni.
– Było to około 40 tysięcy rocznie. Po uwzględnieniu blisko 30% inflacji przez ostatnie 2 lata, to na dziś ok. 50 tys. Gdzie one są? – pyta lokalny społecznik. I wyjaśnia: – Nawet jeśli uznać, że urzędnicy będą pokrywać koszt obsługi systemów monitoringu i alarmowego, do czego się zobowiązali w konkursie, to przecież nie kosztuje to ponad 3 tysiące miesięcznie. Poza tym te 40 czy 50 tys. było zobowiązaniem się miasta do utrzymania projektu w kolejnych latach, a nie do pokrycia tylko niewielkiej części kosztów funkcjonowania.
Jerzy Piasecki: - Nawiasem mówiąc, koszty monitoringu i systemu alarmowego w ogóle nie powinny być uznane za wkład miasta w utrzymanie obiektu, bo w zatwierdzonym przez urzędników projekcie budżetu obywatelskiego te koszty nie występowały. A jeśli w międzyczasie, czyli już po przegłosowaniu projektu, miasto uznało, że chce zapewnić dodatkowe usługi, to powinno je osobno wycenić. A ich koszty ponosić z własnych środków bieżących, a nie ze znaczonych środków budżetu obywatelskiego.
- Tak czy siak, to miasto miało utrzymywać obiekty stworzone w budżecie obywatelskim, a nie organizacje pozarządowe. Tak jest z siłowniami plenerowymi, czy placami zabaw. Dlaczego w tym przypadku ma być inaczej? – dziwi się Piasecki.
Czy powtórzy się casus Prochowni?
Lokalne stowarzyszenie z Sadyby zauważa, że umowa na 3-letnią dzierżawę nie zawiera bezpieczników w sprawach merytorycznych. Chodzi o sytuację, gdy wybrany w konkursie operator nie będzie realizował działalności programowej. Tak zdarzyło się niedawno w głośnej sprawie Prochowni na Żoliborzu. Firma dzierżawiąca ten obiekt od Zarządu Zieleni na okres 3 lat nie zrealizowała w listopadzie ubiegłego roku dwóch wydarzeń z programu przedstawionego w ofercie. I nie poinformowała urzędników o planowanym odwołaniu wydarzenia. Między innymi z tych powodów Zarząd Zieleni rozwiązał umowę z dzierżawcą.
- Nie wiem, jaka była umowa w przypadku Prochowni. Ale w przypadku umowy na dzierżawę pawilonu na Skwerze Ormiańskim, nie widzę choćby jednego zapisu, który mówi wprost o rozwiązaniu umowy w przypadku nie realizowania działań programowych. Tymczasem w przypadku braku wpłat, takie konsekwencje są przewidziane – twierdzi prezes Towarzystwa Miasto Ogród Sadyba.
Wspomina, że w swoich postulatach, które partnerstwo lokalne Stacja Sadyba przedstawiło na spotkaniu z dyrekcją Zarządu Zieleni, proponowano, by co roku dokonywać formalnej oceny realizacji programu. – Trzy lata to jednak jest długi okres. Warto zadbać, by ewentualną niewłaściwą działalność przerwać wcześniej – mówi Piasecki. - Niestety, postulat ten nie został uwzględniony. Z czasem zobaczymy, czy słusznie – dodaje.