- Czy ktoś wie, co tu kopią? – zaalarmowała nas w piątek przed południem nasza czytelniczka Paula. Wraz z pytaniem przesłała zdjęcie, które zrobiła ze swojego balkonu. Widać na nim szeroką polanę na rogu Gołkowskiej i św. Bonifacego, tuż przy brzegu Jeziorka Czerniakowskiego, a na niej kilkadziesiąt jednakowo ubranych ludzi. Wszyscy mieli na sobie granatowe koszulki, a w rękach szpadle.
Wiele regularnie posadzonych sadzonek drzew szybko zauważyli inni mieszkańcy okolic. – Ciekawa jestem, czy to zarząd zieleni, czy budżet obywatelski, czy miejska partyzantka. O 9.00 byłam na spacerze z psem i ich nie było, a o 18.15 cała otulina rezerwatu osadzona – nie kryje zdziwienia nasza czytelniczka, pani Anna. Na internetowym profilu Zarządu Zieleni Warszawy, Grzegorz Mazurowski też przypuszczał, że to działanie stołecznych ogrodników. Nie rozumiał tylko, jak to pogodzić z planem ochrony (rezerwatu przyrody Jeziorka Czerniakowskiego – przyp. red.). - Dotychczas ten teren był łąką i Plan Ochrony przewidywał dla niego tylko koszenie dwa razy w roku. Zasadzenie drzew zmieni całkowicie jego charakter przyrodniczy! – oburza się pan Grzegorz na Facebooku.
Zarząd Zieleni wyjaśnia zagadkę
Zagadkę wyjaśnił Zarząd Zieleni już w piątek po południu. - Nikt się do nas nie zwracał z prośbą o zgodę na sadzenie sadzonek drzew w tej lokalizacji – powiedział nam Adam Przegaliński z działu komunikacji społecznej Zarządu Zieleni. Urzędnik zapowiedział, że w poniedziałek ogrodnicy zweryfikują zgłoszenie w terenie. Tak też się stało. - Ogrodniczka rejonowa Zarządu Zieleni potwierdziła, że na boisku na terenie rezerwatu Jeziorko Czerniakowskie posadzono ok. 100 sadzonek drzew. Nasadzenia wykonano bez uzgodnień z naszą jednostką – informuje nas we wtorek rano przedstawiciel miejskich ogrodników.
Co dalej się stanie z efektami nielegalnej akcji? - Sprawa naruszenia przepisów w rezerwacie zostanie zgłoszona do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Sadzonki zostaną wykopane, a doły zasypane – zapowiada Przegaliński.
Urzędnik przekonuje, że polana, na której zasadzono drzewka, nie jest zwykłą polaną, która po prostu leży odłogiem z powodu inercji urzędu miasta lub dzielnicy. - Wszystkie działania na terenie rezerwatu wymagają zgody Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (od 2012 r. obowiązuje również plan ochrony rezerwatu). Zakazy na terenie rezerwatu określa ustawa prawo ochrony przyrody z 16 kwietnia 2004 r. – tłumaczy.
A może jednak ogrodowa partyzantka?
Ze stanowiskiem miejskich ogrodników nie zgadza się mieszkanka Sadyby, pani Anna. – Szkoda. Mi się pomysł partyzancki podoba. Sygnalizuje, że trawnik jest tu niewłaściwy jako dopełnienie rezerwatu. Trawnik na dwa centymetry nie jest ostoją ani insektów, ani małych gryzoni, nie jest też atrakcyjny dla ptaków, pszczół czy innych zwierząt – mówi mieszkanka Sadyby. I dodaje: - Byłoby fajnie zrobić tam przedłużenie rezerwatu i mieć park.
Nie wiadomo, czy osoby sadzące drzewa na polanie przy Jeziorku Czerniakowskim miały w planach założenie parku. Historia miejskiej partyzantki ogrodniczej jednak uczy, że nawet jeśli nie mieli formalnej zgody na działania ogrodnicze w terenie publicznym, mogli liczyć na to, że ich akcja zakończy się pozytywnie. Czyli sadzonki zostaną w ziemi, a stosowny urząd zalegalizuje samowolkę i będzie traktował nasadzenia jak swoje.
Miejska partyzantka ogrodnicza, o której wspomina pani Anna, polega na tym, że mieszkańcy dużych miast zwykle pod osłoną nocy sadzą rośliny w miejscach publicznych bez uzgodnienia z urzędami. Kiedyś urzędnicy jednoznacznie zwalczali takie inicjatywy, zastraszając i pozywając ich autorów, z czasem zaczęli je jednak traktować bardziej łaskawie. Najbardziej spektakularnym przykładem nowego podejścia urzędów w Warszawie jest Nasz Park – inicjatywa mieszkańca Kabat, Jacka Powałki. W 2007 roku namówił on mieszkańców osiedla do posadzenia za ich własne pieniądze 80 drzew i 450 krzewów na pustym terenie zielonym u zbiegu al. Komisji Edukacji Narodowej i ul. Telekiego, Najpierw urząd dzielnicy uznał to działanie za nielegalne, ale z czasem – po spotkaniu z mieszkańcami - wycofał swoje pierwotne stanowisko, uznał nasadzenia za legalne, a terenowi oficjalnie nadał status parku. Przy drzewach, których z czasem przybyło, wiszą dziś tabliczki z informacją o osobach, które je zasadziły.
Współtwórca i jeden z polskich liderów Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej, Witold Szwedkowski też doświadczył zmiany podejścia urzędników do nielegalnych akcji mieszkańców. Jak pisze na stronie patronite, partyzantkę uprawia od 2005 roku: „Przeprowadziliśmy niejedną cichą akcją i niejedną pokazówkę. Bombardowaliśmy kulami bokashi, obsadziliśmy drzewkami rynek w paru miastach, wystawialiśmy znicze na pieńkach wyciętych drzew, obsadzaliśmy dzikie miejsca parkingowe drzewami, uzupełnialiśmy drzewostan u ujścia Wilgi do Wisły, uruchomiliśmy roślinne schronisko...” Choć wiele z tych akcji było nielegalnych, z czasem Szwedkowski zyskał publiczny poklask. W roku 2017 uhonorowany został tytułem Lokalny Bohater 2017 w konkursie organizowanym przez Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego we współpracy z Muzeum Śląskim w Katowicach, a rok później zdobył nominację do tytułu Osobowość Roku 2018 w plebiscycie Dziennika Zachodniego. Dla przeciwwagi, w rozmowie z nami zaznacza jednak, że słyszał też o odwrotnym podejściu - o "zastraszaniu mieszkańców przez urzędy (Poznań, Siemianowice Śląskie) przez próby obciążania ich opłatami za "użytkowanie przestrzeni".
Pionier miejskiej partyzantki ogrodniczej nie zgadza się, że ruch stracił na znaczeniu, gdy urzędy miast np. w Warszawie czy Łodzi same zaczęły sadzić drzewa, a mieszkańcy masowo zgłaszają zielone projekty w budżetach obywatelskich. - Nie jest to ani łaską urzędów, ani ich zasługą – mówi Szwedkowski. I wyjaśnia: - To właśnie oddolny nacisk na lekceważone dotychczas potrzeby mieszkańców i starania o poprawę stanu zielonej infrastruktury powodują stopniową zmianę priorytetów. Ruch partyzancki jest w takich okolicznościach potrzebny jak zawsze. Zmieniają się tylko metody - do akcji bezpośrednich dołączyły działania budzące świadomość, budujące wiedzę i kompetencje w kontaktach z urzędami oraz takie, które integrują aktywnych mieszkańców. Hajp czy petycja w Internecie, email z wnioskiem lub prośbą są tak samo skutecznymi narzędziami jak motyka czy saperka.
Zarząd Zieleni dowodzi, że trudno go posądzić o brak współdziałania z mieszkańcami. - Często współpracujemy z mieszkańcami w sprawie nasadzeń czy akcji sprzątania, realizujemy projekty z budżetu obywatelskiego. Prowadzimy również działania takie jak Zielony Wolontariat oraz Zielony Fundusz dla Warszawy, w ramach których powstają piękne rabaty, sadzone są drzewa, krzewy i byliny. W tym roku w ramach Zielonego Funduszu powstanie również park kieszonkowy – wymienia wspólne inicjatywy Przegaliński.
Nie wszystko stracone
Sądząc po stanowisku Zarządu Zieleni, ogrodnicza partyzantka przy Jeziorku Czerniakowskim skończyła się porażką. Teren zostanie przywrócony do pierwotnej formy. Powodem jest brak zgody urzędów i przede wszystkim naruszenie planu ochrony dla rezerwatu. Ale inspekcja miejskiej ogrodniczki na miejscu wykryła jeszcze jeden defekt, który nie pozwoliłby utrzymać sadzonek na miejscu. - Sadzonki są porażone przez mączniaka, który może się przenieść na inne rośliny, stąd obawa o wiekowe drzewa w rezerwacie. Małe sadzonki można opryskiwać, ale nie na terenie rezerwatu – wyjaśnia naszemu portalowi Adam Przegaliński.
Przedstawiciel Zarządu Zieleni zwraca też uwagę, że akcja partyzancka pociągnie za sobą koszty. - Działania bez uzgodnienia z ZZW pociągnęły za sobą konieczność wydania środków na przywrócenie terenu do stanu pierwotnego, przez co np. będziemy mieć mniej środków na pielęgnację drzew lub zaplanowaną na ten rok konserwację małej architektury (ławek i koszy) - mówi.
Okazuje się jednak, że nie wszystko jest stracone. Na nasze pytanie, czy plan ochrony wyklucza w tym miejscu jakiekolwiek nasadzenia, w tym wysokich traw lub innych niskich drzew/krzewów, co sugerują niektórzy nasi czytelnicy, przedstawiciel miejskich ogrodników daje nadzieję. - W tym miejscu można byłoby nasadzić drzewa, pod warunkiem uzyskania zgody Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Dodatkowo sadzonki drzew muszą spełniać wytyczne Zarządu Zieleni Warszawy m. in. obwód pnia min. 16-18 cm. – tłumaczy Przegaliński i zachęca do skorzystania np. z inicjatywy Zielony Fundusz dla Warszawy. - Póki co zapraszamy właścicieli sadzonek po ich odbiór – mówi.