Na kilku portalach z ofertami nieruchomości pojawiło się wczoraj nietypowe ogłoszenie. Do sprzedaży trafiła działka na starej Sadybie o powierzchni 5,5 tysiąca m2 z prawem wieczystego użytkowania do 2092 roku. Jak widać na zdjęciach w Internecie, teren nie jest zabudowany, z wyjątkiem małego budynku klubowego. Wokół położone są domy z ogrodami. Sielska, spokojna okolica.
Inwestor ma też duże możliwości rozbudowy. Zgodnie z zapisami studium urbanistycznego miasta, działka znajduje się na terenie oznaczonym symbolem M2.12, co oznacza zabudowę mieszkaniową jednorodzinną do 12 metrów wysokości. Dodatkowo, teren posiada nieprawomocną decyzję o warunkach zabudowy z 2013 roku. Dokument, który stracił już ważność, pozwalał zabudować jedną trzecią powierzchni. Inwestor mógł tu wznieść dwupiętrowy budynek klubu sportowego z trzema boiskami do squasha, dwiema salami gimnastycznymi, pomieszczeniami do masażu i rehabilitacji, recepcją z barem i sklepikiem. Dodatkowo mógł postawić 8-metrową halę tenisową na dwa korty i kotłownię gazową. A obok jeszcze naziemny parking.
Cena za wszystko niewygórowana – 3 miliony złotych. Słowem – idealna oferta dla deweloperów.
Drugie dno
W ogłoszeniu kryje się jednak drugie, a nawet trzecie dno. Po pierwsze – niejasny status. Jak potwierdził nam agent, zbywcą działki jest TKKF Sadybianka przy Okrężnej 73a. To klub tenisowy z kontrowersyjną historią. Od 2000 roku działa na zasadach komercyjnych, po wydzierżawieniu na rzecz spółki należącej do jednego z członków TKKFu. Bezpośredni sąsiedzi TKKF-u uważają jednak, że taka formuła to de facto nieformalna prywatyzacja działki, sprzeczna z jej pierwotnym przeznaczeniem. W 1993 roku miasto przekazało bowiem ten teren TKKF-owi w wieczyste użytkowanie, jako cel działalności wpisując prowadzenie placu zabaw dla dzieci i młodzieżowego ośrodka sportowo-wypoczynkowego. Wokół prawnego statusu terenu co rusz wybuchają kolejne protesty mieszkańców. Kontrowersyjną sprawę dobrze też znają sądy, urząd miasta, prokuratura i NIK.
Kontrowersje budzi też to, że TKKF, który miał prowadzić działalność sportowo-rekreacyjną na rzecz mieszkańców, sprzedaje teren użyczony wcześniej od miasta. Czy to jest legalne? Co stanie się z pieniędzmi, które TKKF Sadybianka uzyska ze sprzedaży? Zapytany o to zarząd dzielnicy Mokotów, nabrał wody w usta. Nie odpowiedział, choć z nieoficjalnych źródeł wiemy, że nasze pytania wzbudziły konsternację w dzielnicowym ratuszu.
Nie opłaca się
- Rzeczywiście, zleciliśmy agentowi sprzedaż terenu, a w zasadzie prawa do wieczystego użytkowania – przyznaje Przemysław Fedorowski, który dotąd dzierżawił działkę. – Nie opłaca się już nam dalsza dzierżawa – wyjaśnia.
Fedorowski tak mówi o przyczynach swojej decyzji: - Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy miasto o 200% podniosło opłatę za wieczyste użytkowanie. Urzędnicy uznali, że skoro według studium działka leży na terenie mieszkaniowym, to stawki powinniśmy płacić tak, jak za funkcję mieszkaniową. Tymczasem działka przeznaczona jest na działalność sportową. Przy takich ograniczeniach dzierżawa staje się nieopłacalna. Mieliśmy już tu kilku potencjalnych inwestorów, ale szybko rezygnowali z transakcji.
Przedstawiciel TKKF Sadybianka nie wiąże zbyt dużych nadziei z ofertą. - Gdyby udało się sprzedać działkę, za uzyskane pieniądze kupilibyśmy jakąś inną działkę na terenie pozbawionym takich obostrzeń i tam prowadzilibyśmy TKKF. Nie sądzę jednak, żeby udało nam się znaleźć inwestora – mówi Fedorowski.
Królik z kapelusza
Po co TKKF wystawia działkę na sprzedaż, mimo małych szans na transakcję? - Robimy to głównie po to, by wykazać w dokumentach, że robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by prowadzić TKKF mimo niesprzyjających warunków – wyjaśnia dzierżawca klubu. – Daliśmy agentowi czas do końca stycznia, by znaleźć kupca. Ale bardzo poważnie liczę się z tym, że niezwłocznie po tym czasie wyślemy do miasta pismo z propozycją oddania TKKF w ręce ratusza – odpala bombę Fedorowski. – Niektórzy z okolicznych mieszkańców na pewno się z tego ucieszą – dodaje z przekąsem.
- To dobre rozwiązanie – ocenia radny Mokotowa, Witold Wasilewski z PiS, który od lat aktywnie interesuje się sprawą Sadybianki. – Na pewno o wiele lepsze, niż gdyby znalazł się inwestor i chciał tu realizować zabudowę – tłumaczy. Ale zaraz dodaje: - Nie do końca ufam słowom dzierżawcy. Poczekamy, zobaczymy.
Takiego obrotu sprawy, choć nie aż tak szybko, spodziewał się prezes Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Miasto Ogród Sadyba, Jerzy Piasecki. – W sumie nie jestem zaskoczony. O ile wiem, dzierżawca miał długi związane z prowadzeniem działalności sportowej na tym terenie. Zapewne mu się to dłużej nie opłaca – mówi Piasecki.
Lokalny aktywista z Sadyby nie daje też szans obecnemu dzierżawcy na poprawę sytuacji. - Widoki na przyszłość są marne – przewiduje szef stowarzyszenia. - Trudno myśleć o przyciągnięciu inwestora, jeśli wszyscy wiedzą, że nie ma tu planu miejscowego, mieszkańcy będą protestować przeciwko komercyjnym pomysłom, a urząd dzielnicy nie pozwoli w takich warunkach na jakąkolwiek zabudowę. W tej sytuacji powrót działki do miasta to jedyny sensowny pomysł – podsumowuje.
AKTUALIZACJA, 15 grudnia 2021
Następnego dnia po ukazaniu się artykułu swoje stanowisko w sprawie przesłał nam urząd dzielnicy Mokotów. "Nie ma przeszkód prawnych do zbycia na rynku wtórnym użytkowania wieczystego nieruchomości (zgoda właścicielska nie jest wymagana). Nowy użytkownik wieczysty nadal jest związany treścią umowy użytkowania wieczystego. Tylko względem osób prawnych takich transakcji na terenie dzielnicy Mokotów w 2020r. było ponad 100. Czy członkowie TKKF Sadybianka mogą swobodnie czerpać pożytki z tej sprzedaży? Odpowiedz na to pytanie nie należy do kompetencji urzędu. Odpowiedź na nie znajduje się w przepisach prawa i regulacjach dotyczących TKKF (statut itd)."