Pierwsza Polka, która wygrała turniej wielkoszlemowy na Wimbledonie, najbardziej w Warszawie lubi Sadybę. Wspomina swoje szkolne czasy.
Iga Świątek jest na ustach całego świata. Dziś wygrała kolejny turniej wielkoszlemowy - pierwszy na nawierzchni trawiastej, na Wimledonie. Z mediów społecznościowych wiadomo o niej wszystko - co lubi jeść, jakiej słucha muzyki, jak się relaksuje. My dodajemy do tego jej związki z Sadybą.
Tu na Sadybie, a właściwie na pobliskich Stegnach, chodziła do integracyjnej szkoły podstawowej nr 339 im. Raoula Wallenberga przy św. Bonifacego 10. Jak sobie radziła? W trakcie roku szkolnego wstawała o 6 rano, bo mieszkała w Raszynie. Po szkole jeździła na Merę na treningi - tenisowe i ogólnorozwojowe. W domu była wieczorem. - Czasem do godziny 23 odrabiam lekcje i tak w kółko, ale da się wytrzymać – wyznała Iga Gazecie Wyborczej w sierpniu 2015 roku.
Kiedy na kortach Legii wygrała w 2015 memoriał Lecha i Marii Kaczyńskich, pokonując starsze od siebie tenisistki, miała zaledwie 14 lat i jeszcze ani jednego startu w zawodowych turniejach. Finansowo też się nie przelewało. Za zwycięstwo od głównego sponsora imprezy, Fundacji Niepodległości, dostała roczne stypendium w wysokości 1500 zł miesięcznie. - Bardzo się przyda, każdy grosz się liczy, bo wciąż nie mam sponsora, pomagają mi rodzice, czasem dołoży coś związek tenisowy i klub, ale i tak najczęściej na turnieje jeżdżę do Czech i na Słowację, bo blisko i można samochodem - dodała Świątek w wywiadzie dla Wyborczej.
Rok później, w listopadzie 2016 roku, zadebiutowała na liście WTA na 903. pozycji. 15-letnia Iga Świątek zaczęła seniorskie występy od turniejowego zwycięstwa w Sztokholmie. Już wtedy czuła się mocna. – Za rok chciałabym się znaleźć pięćset miejsc wyżej. Potem kierunek byłby już jeden: pierwsza setka i największe turnieje – opowiadała o swoich celach wówczas 15-letnia (15 lat i 5 miesięcy) tenisistka z Raszyna.
Mimo zagranicznych wyjazdów, Iga nie rezygnowała jednak ze szkoły. – Żyjemy w szalonym tempie, więc naprawdę żal każdej chwili. Na autobusy nie mam czasu. Wróciłam na moment do domu i w czwartek czekają mnie cztery klasówki – w listopadzie 2016 roku wyznała Onetowi Iga po dwóch godzinach treningu. Wciąż chodziła do szkoły na Sadybie. Lubiła chemię i przedmioty ścisłe. Jak mówiła w wywiadzie, starsza o trzy lata siostra w razie potrzeby wytłumaczy, co i jak.
Pierwsze sukcesy zawodowe nie uszły uwadze pracowników szkoły. Ojciec Igi, Tomasz Świątek, nie wspomina dobrze tego momentu. – Gdy pojawiłem się na stołówce w szkole Igi, kucharz pytał mnie już, ile córka do tej pory zarobiła. Ludzie spłycają tenis do Agnieszki Radwańskiej, a zupełnie nie dostrzegają, z czym go się je. Dla nich rakieta oznacza miliony dolarów i nic więcej – powiedział Świątek Onetowi.
Po latach spędzonych w podstawówce przy św. Bonifacego, przeniosła się do prywatnego Liceum Autorskiego 42 przy Iwickiej. Tam też, jak twierdził w mediach jej dyrektor Wojciech Zientarski, była jedną z najlepszych uczennic w szkole. Wręcz prymuską, z czerwonym paskiem.
Dwa lata później, w lipcu 2018 roku, 17-letnia Iga Świątek zwyciężyła juniorski Wimbledon. Już wtedy 174. rakieta na świecie, wciąż przyznawała, że darzy dużym sentymentem swoje dawne strony. Choć o Warszawie nie miała dobrego zdania. – Mieszkamy w Raszynie. Warszawa jest dla mnie zbyt nerwowa. Kiedy wracam po tygodniu z turnieju w jakimś ładnym, europejskim mieście, nie umiem się w tej dżungli odnaleźć. Wszystko dzieje się za szybko – mówiła we wrześniu 2018 w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
Nie szczędziła miłych uwag jedynie dzielnicy Mokotów i Sadybie. - Jedyna dzielnica, jaką lubię, to Mokotów. Dobrze mi się kojarzy. Chodziłam tam do szkoły na Sadybie, a trenowałem na Warszawiance. Jest spokojniej, zielono. Tam umawiam się z koleżankami – w centrum handlowym na Sadybie albo na pl. Konstytucji w Śródmieściu.
Od tamtych czasów Iga Świątek wygrała już kilka turniejów wielkoszlemowych. Nadal jednak utrzymuje związki z Sadybą. Tu w latach 2017-2019 widywana była regularnie na kortach Delty przy Jeziornej i Wars przy Zacisznej. A w grudniu 2021 roku spędziła dwa tygodnie, intensywnie przygotowując się do nowego sezonu z nowym trenerem, Tomaszem Wiktorowskim, na kortach klubu sportowego Sinnet przy Gołkowskiej, tuż koło Jeziorka Czerniakowskiego. Wideo z treningów z Tomasz Wiktorowskim zamieściła wtedy na swoim profilu społecznościowym.
Jeśli pogoda nie przeszkodzi, w poniedziałek, 14 lipca, tramwajarze otworzą nitkę al. Sobieskiego w stronę Wilanowa. Tym samym ta arteria będzie przejezdna w obu kierunkach, po dwa pasy na każdej jezdni. Prace wykończeniowe na jezdni z Wilanowa w kierunku centrum potrwają do końca lata.
O środowisku decydują nie tylko prezydenci państw, podpisując traktaty, ale także każdy z nas, każdego dnia dokonując lepszych lub gorszych wyborów. Prowadząca seminaria nad Jeziorkiem Czerniakowskim chce pokazać, jak dokonywać tych lepszych wyborów na co dzień.
Dokładnie tego dnia, 10 lipca, ponad 50 lat temu, w 1973 roku, Jadwiga Strzałecka otrzymała pośmiernie tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W czasie wojny, z narażeniem życia, wraz z mężem Januszem prowadziła na Sadybie sierociniec dla dzieci, wypełniony w połowie dziećmi żydowskimi. Sadybianie wiedzieli, ale zachowali tę wiedzę dla siebie.
Wykład i wystawa o znanym-nieznanym zegarze odbędą się w kawiarni Zegarmistrzowska na Sadybie.
Do której publicznej podstawówki posłać dziecko ze starej Sadyby? Trzy szkoły niewiele ustępują tym drogim, niepublicznym.
Patrol strażników miejskich tym razem nie skończył się upomnieniem lub mandatem. Strażnicy uratowali życie.
35 lat temu Sadyba przeżyła swój największy pożar w historii – w płomieniach stanął drewniany domek na Jeziorku Czerniakowskim.
Drewniany, kryty słomą, domek na palach był od wojny charakterystycznym punktem Jeziorka Czerniakowskiego. Tu w latach 40. i 50. działała wylęgarnia szlachetnych gatunków ryb Ośrodka Zarybieniowego – Czerniaków. Po 1956 roku, kiedy ośrodek przeniósł się do Dawid pod Warszawą, domek przejęło ognisko Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej z siedzibą na Jodłowej. Na drewnianym podeście domku opalali się lokalni mieszkańcy, stamtąd do wody skakała młodzież. Więcej o historii domu na palach pisaliśmy tu.
Do dziś w pamięci mieszkańców Sadyby najmocniej zapisał się nie tyle ośrodek zarybieniowy, co pożar stanicy. Wielu mieszkańców osiedla z tego okresu pamięta to wydarzenie, ale nie potrafi przywołać szczegółów. My natrafiliśmy na jednego z naocznych świadków pożaru. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się, w jakich okolicznościach spłonął ten charakterystyczny obiekt. O pożarze z 23 czerwca 1990 roku opowiada Mariusz Wieczorek.
Była sobota, 23 czerwca 1990 roku. O godz. 22.15 zauważyłem z bratem z dziewiątego pietra budynku przy Konstancińskiej jasną łunę pożaru w okolicy Jeziorka. Po 15 min. byliśmy na miejscu. Okazało się, że płonie budynek stanicy wodnej po drugiej stronie.Żar był tak duży, że było go czuć po naszej stronie wody. Straż pożarna już była na miejscu, ale ze względów bezpieczeństwa nie puszczali nikogo w pobliże. Wśród kilkudziesięciu zgromadzonych osób (między innymi pracowników stajni) dowiedziałem się, że było to podpalenie i to kolejne. Dwa tygodnie wcześniej podpalono jedną z altanek na działkach, a tydzień później kolejną.Po godzinie gaszenia wciąż pożar był ogromny, ponieważ budynek był drewniany. Dach, pokryty eternitem, już się zawalił, jednak reszta płonęła.
Kiedy ok. 23.45 wracałem do domu, z okien wciąż było widać łunę.Na drugi dzień, czyli 24 czerwca, poszliśmy ponownie. Zastaliśmy już tylko dogaszone zgliszcza. Z informacji od świadków dowiedziałem się, że złapano podpalacza, który przyznał się do tego i dwóch innych podpaleń. Dalszej jego historii nie znam. Osób nie było wewnątrz, ponieważ wypożyczano wtedy łodzie za dnia, a i wędkarzy również już nie było. Nie wiem, jak szybko posprzątano pozostałości zgliszczy - zaczynał się sezon urlopowy i nie było mnie na miejscu przez kolejne półtora miesiąca.
Nowe zasady budżetu obywatelskiego miały zwiększyć szanse na realizację lokalnych projektów ze starej Sadyby. Stało się odwrotnie.