Plan ochrony Jeziorka Czerniakowskiego, który obowiązuje od dwóch lat, wskazuje wolno chodzące psy jako jedno z poważnych zagrożeń dla rezerwatu przyrody. Poza ścieżkami na południowym krańcu, gdzie psy są wyprowadzane przez właścicieli, duże skupisko bezpańskich psów istnieje od lat na opuszczonych działkach pracowniczych na północnym krańcu Jeziorka. Bezpańskie lub wolno chodzące, pozbawione kagańca, psy wypłaszają chronione gatunki lęgowe ptaków, gniazdujące w trzcinach na brzegu Jeziorka. W efekcie tego i innych zjawisk (wypalanie traw, pojawienie się drapieżników), populacja rzadkich ptaków nadwodnych stale się zmniejsza.
Ostatnio do zagrożeń wobec ptaków, a zatem cennych wartości rezerwatu, doszło kolejne, tym razem wobec ludzi. Jak poinformowała nas Katarzyna Dobrowolska z referatu prasowego Straży Miejskiej, tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy stołeczna Straż Miejska otrzymała cztery zgłoszenia o agresywnych psach w tamtym rejonie, z czego aż dwa w lipcu.
Cztery zgłoszenia w trzy miesiące
W maju rowerzyści przejeżdżający ulicą Polską poinformowali strażników o napotkaniu dwóch agresywnych psów, które ich zaatakowały. Patrol przybyły na miejsce nie znalazł psów w opisanym miejscu, więc umorzył sprawę. W tym samym miesiącu podobne zgłoszenie napłynęło z ulicy Antoniewskiej. Jeden z mieszkańców doniósł, że właśnie został pogryziony przez dwa psy należące do osoby, która wyszła z nimi na spacer. Tym razem zgłoszenie się potwierdziło.
Dwukrotnie zgłoszenia dotyczyły ulicy Wolickiej. W czerwcu przechodzień informował o tym, że z jednej z działek wybiegają dwa agresywne psy. Strażnicy, którzy przybyli na miejsce, nie stwierdzili jednak takiej sytuacji, więc sprawę uznali za zakończoną. Miesiąc później, w lipcu, znów otrzymali zgłoszenie, że z jednej z działek wybiegają na drogę psy. Na miejscu patrol ocenił jednak, że ze wskazanej ogrodzonej działki psy nie wybiegają, a biegający pies to przybłąkany kundel.
Od przyszłego roku pójdą tędy uczniowie
Agresywne lub potencjalnie niebezpieczne (bo nie będące pod stałą opieką właściciela) psy stanowią stosunkowo małe zagrożenie dla obecnych spacerowiczów, ponieważ jest ich tam stosunkowo mało. W 2015 roku sytuacja może się jednak diametralnie zmienić.
Od przyszłego roku szlakiem edukacyjnym wokół Jeziorka mają spacerować z przewodnikiem dzieci z mokotowskich szkół w ramach terenowych lekcji przyrody z przewodnikiem. Każdego dnia szkolnego od początku wiosny do końca jesieni brzegami Jeziorka – w tym wymienionymi wyżej ulicami – poruszać się będzie ok. 50 młodocianych.
Porzucona działka przy Wolickiej
Mieszkańcy okolic rezerwatu jako główne źródło niebezpieczeństwa związanego z wałęsającymi się psami wskazują na porzuconą działkę pracowniczą przy ul. Wolickiej, na północnym cyplu Jeziorka Czerniakowskiego. Chodzi o zaniedbany dawny ogród z drzewami owocowymi, na którego terenie swobodnie biega kilkanaście psów. Obok niego, już za siatką – po stronie drogi – wałęsają się zwykle kolejne kundle bez dozoru.
Na prośbę portalu Sadyba24.pl Straż Miejska wysłała tam eko-patrol. - Stan techniczny ogrodzenia nie budzi zastrzeżeń – mówi Katarzyna Dobrowolska ze Straży Miejskiej, powołując się na raport rejonowych strażników. - Wizja lokalna potwierdziła, że ogrodzenie jest szczelne, nosi ślady ubytków, jednak są one odpowiednio zabezpieczone. – dodaje.
Kolejne wezwania Straży przez osoby spacerujące ulicą Wolicką nie zmieniają stanowiska Straży co do wątpliwej szczelności tamtejszego przytuliska dla psów. Przedstawicielka służb prasowych Straży wyjaśnia: - Fakt zauważenia wałęsającego się w okolicy omawianej działki psa nie oznacza, że wydostał się on z ogrodzonego terenu. Po okolicy może "wałęsać się" spuszczony ze smyczy pies, do ogrodzenia może podejść również pies bezdomny, który nie przebywa na stałe na wspomnianej działce. -
Nieobecny opiekun
Spacerowicze z okolicznych osiedli narzekają jednak, że nawet potencjalnie zamknięte za siatką szczekające i wyglądające na wygłodniałe psy wydają się niebezpieczne. - Na pobliskiej działce nie ma zwykle żadnego opiekuna psów, który by je przywołał do siebie w razie niebezpieczeństwa lub po prostu uspokoił przechodniów, że żaden z jego podopiecznych nie jest w stanie wydostać się za siatkę na drogę – mówi jeden ze spacerowiczów, chcący zachować anonimowość.
Okazuje się jednak, że czworonogi mają swojego opiekuna. - Psy przebywające na działce przy ul. Wolickiej znajdują się pod opieką Fundacji Sfora z siedzibą przy ulicy Hołówki 3 lok. 116. – zapewnia Katarzyna Dobrowolska. Do obowiązków fundacji należy zachowanie odpowiednich środków bezpieczeństwa przy trzymaniu zwierząt. Przedstawicielka Straży twierdzi, że środki te są dochowane. Mówi: - strażnicy są w kontakcie z przedstawicielami Sfory, kontrolują m.in. regularność przeprowadzania szczepień zwierząt będących pod jej opieką. Strażnicy przeprowadzili również rozmowy z przedstawicielami fundacji na temat stanu technicznego ogrodzenia. Przedstawiciele Sfory zobowiązali się do monitorowania jego stanu i uzupełniania na bieżąco pojawiających się braków. -
Nie jesteśmy już opiekunami
- Wszystkie psy na działce są zaszczepione i oczipowane – potwierdza Ewa Gontarek, członek zarządu Fundacji Sfora. W rozmowie z Sadyba24.pl przyznaje jednak, że warunków tych mogą nie spełniać psy, które mieszkają na pobliskich działkach razem ze swoimi bezdomnymi właścicielami.
Przedstawicielka fundacji prostuje też od razu informację, którą uzyskaliśmy od Straży Miejskiej. Ewa Gontarek: - Fundacja nie sprawuje już formalnie opieki nad przytuliskiem na Wolickiej. Nie dostała w tym roku dotacji od miasta i musi w pierwszej kolejności zadbać o czworonogi, które znajdują się w jej schronisku. - Przedstawicielka fundacji podaje nowy kierunek poszukiwań: - Psami na działce opiekuje się teraz Patrycja Ostrzyniecka, zamieszkała przy ul. Czerniakowskiej. To ona dzierżawi ten teren – informuje Gontarek.
Jak ktoś się boi, nie musi tędy chodzić
Aktualna opiekunka nie podziela obaw mieszkańców. – Wszystkie psy przebywają stale na mojej działce. Z moich psów wychodzi poza nią tylko jedna spokojna suka, która przez pręty w bramie przechodzi do sąsiadów. Na stale poza siatką jest natomiast dziki kundel, który nie daje się schwytać i oswoić, ale chodzi koło działki. Czasami podbiega on do pojedynczych biegaczy albo rowerzystów, ale dużej grupy raczej nie odważy się zaatakować - mówi Patrycja Ostrzyniecka. Na sugestię, że mieszkańcy mogą się mimo to czuć się zagrożeni widząc wałęsające się swobodnie psy, odpowiada: - To zwykle ludzie są agresywni wobec psów, wymachując patykami, a nie psy wobec ludzi. Poza tym, jeśli ktoś się boi, nie musi tamtędy chodzić. Tam w ogóle bywa niebezpiecznie - obok mieszkają narkomani i bezdomni, buszuje locha z młodymi. Tu policja rzadko przyjeżdża, bo uliczka nawet nie jest oznakowana. –
Zapytaliśmy, jaki jest formalny status prowadzonej działalności w zakresie opieki nad psami. Ostrzyniecka: - Działkę dzierżawię od miasta. W umowie dzierżawy nie ma żadnych wskazań co do rodzaju działalności. Nie mogę tylko stworzyć tu nowej zabudowy. Nie jest to więc formalnie przytulisko, ani tym bardziej schronisko. Po prostu moim psom przynoszę karmę, dbam o nie. –
A może chociaż dorobić nieprzezierny, metrowy pas wokół ogrodzenia, aby mieszkańcy nie bali się, że psy wyjdą pod siatką? – pytamy. - Nie będę ich dodatkowo grodzić. Każdy ma prawo do wolności. Nie tylko ludzie, zwierzęta też. A jak komuś nie odpowiada, to niech zgłosi sprawę do prokuratury i na policję – mówi wyraźnie zirytowana obecna opiekunka nieformalnego przytuliska.