Do Rady Mokotowa dostało się w tym roku aż pięciu nowych radnych ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. O tym, jak poszła kampania i czego mogą się po nich spodziewać mieszkańcy, rozmawiamy z nową radną, mieszkanką starej Sadyby, Zofią Jaworowską.
Sadyba24: Gratulacje za dostanie się do rady dzielnicy. Ile Panią kosztowało zostanie radną? Finansowo, psychicznie, fizycznie?
Zofia Jaworowska: Dziękuję za gratulacje, choć przyznam, że nie miałam dużych nadziei na sukces, występując z czwartego miejsca i jako trzecia kobieta. A co do pytania, to był dla mnie duży koszt. Właśnie odchorowuję kampanię fizycznie. Rozłożyłam się tuż po głosowaniu. Ale już wcześniej było to dla mnie dość trudne doświadczenie. Choć bardzo lubię ludzi i lubię z nimi rozmawiać, to musiałam przemóc się, aby do nich podchodzić na ulicy i zachęcać do głosowania na mnie. Spotykałam w ten sposób ok. 50 osób dziennie, więc przełamywałam się wielokrotnie. I za każdym razem to były jednak fajne rozmowy. Ale największym wyzwaniem dla mnie było zawieszanie banerów ze swoją twarzą. Czułam wtedy na sobie dużą odpowiedzialność – że za to co robię ręczę trochę swoją twarzą.
Osobą anonimową i tak Pani nie jest. Kilka dni temu odebrała Pani nagrodę architektoniczną prezydenta Warszawy, wcześniej nagrodę Biennale Designu w Londynie i nagrodę Gazety Wyborczej. Przypomnijmy, że stała Pani na czele zespołu kilkuset wolontariuszy z Dworca Zachodniego, którzy dwa lata temu znaleźli bezpieczne schronienie dla 5550 osób z Ukrainy u warszawskich gospodarzy, także tych z Sadyby i Stegien. Ostatnio z kolei odzyskuje Pani okna z rozbieranych warszawskich biurowców i wysyła je do szkół i organizacji pozarządowych w Ukrainie. Do odbudowywanych domów w Ukrainie trafiło tą drogą już ponad 2 tysiące okien. To duże inicjatywy pomocowe. Z której jest Pani najbardziej dumna?
Chyba jednak z tej pomocy uchodźcom w ramach Grupy Zasoby. Ale to nie była bynajmniej tylko moja zasługa – przy akcji pracowało kilkuset wolontariuszy. Ja pomogłam to wszystko zaplanować i spiąć – narzędzia online, podział kompetencji, dobrze zgrany zespół.
W tych i innych projektach społecznych była Pani wiodącą siłą, liderką, która wymyślała zadanie i je doprowadzała do końca. Czy tę sprawczość, wyniesioną z działalności społecznej, da się przenieść do działalności para-urzędowej, do rady dzielnicy i nie sfrustrować się, że wiele rzeczy się nie da?
Tego jeszcze nie wiem. Choć w radzie dzielnicy jest nas piątka z Miasto Jest Nasze, to liczebnie stanowimy tam niewielką grupę w stosunku do największego klubu. O tym jak w takiej sytuacji załatwiać różne sprawy mieszkańców i jak działa rada dowiedzieliśmy się trochę od naszej jedynej radnej w poprzedniej kadencji, Melanii Łuczak (obecnie dostała się do Rady Warszawy – przyp. red.). Liczymy jednak na to, że ponieważ nasi radni są zarówno w Radzie Mokotowa jak i w Radzie Warszawy, to będziemy mieli mocniejszy głos i będziemy potrafili lepiej nagłaśniać niektóre sprawy. Dużo też zależy od nas – radnych dzielnicy. Chcemy wnosić do dyskusji tematy, które mocniej rezonują wśród mieszkańców i wspólnie z mieszkańcami uczyć się współpracy z urzędem.
Skoro ma być ściślejsza współpraca z mieszkańcami, to jak mieszkańcy mają się z wami kontaktować? Zwykle na stronach internetowych rady były podawane emaile radnych, ale takie urzędowe, których radni często nie odbierali albo odbierali po długim czasie. A przecież wiele spraw dzieje się tu i teraz, i nie poczekają tydzień na odpowiedź.
Dlatego zamierzam po raz pierwszy w życiu zorganizować sobie służbową komórkę właśnie do takich spraw. Zamiast dyżurów radnych w odległym wydziale obsługi rady na Rakowieckiej, zamierzam raz w miesiącu organizować spotkania z mieszkańcami w moim okręgu, na Stegnach i Sadybie. Na przykład będę informować, że danego dnia w godzinach 10.00-12.00 siedzę sobie i czekam na chętnych w Cafe Bonifacy albo innym fajnym miejscu w okolicy.
To oczywiście nie wyklucza spotkań ad hoc, umawianych w wyniku rozmowy telefonicznej z mieszkańcem. Mieszkam na Mokotowie, więc z dojazdem nie będzie kłopotu. O swoich działaniach jako radnej zamierzam też informować na Instagramie. Od czasu kampanii wyborczej prowadzę tam osobne konto – wtedy jako kandydatka na radną, teraz jako radna. Można mnie będzie też łapać na Facebooku, pisząc prywatną wiadomość na moim prywatnym profilu. Na Facebooku nie będę jednak prowadzić osobnego profilu radnej.
Wspominała Pani o tym, że jako reprezentanci stowarzyszenia Miasto Jest Nasze będziecie podnosić w Radzie sprawy, które mocno rezonują wśród mieszkańców. Jakie to sprawy na dziś?
Pierwsza z brzegu sprawa jeśli chodzi o mój okręg to bałagan parkingowy na osiedlu Bernardyńska i przy Gołkowskiej. Często mówili mi o tym mieszkańcy tych rejonów w czasie kampanii wyborczej, słyszałam też o tym od radnych.
Trochę dziwnie słyszeć taki temat z ust przedstawicielki stowarzyszenia, które postuluje zmniejszanie ruchu samochodowego i tworzenie preferencji dla transportu zbiorowego, rowerów i pieszych.
Jeżdżę rowerem, chodzę pieszo, ale też czasem jeżdżę samochodem – więc bez hipokryzji. Moje stowarzyszenie z nikim nie walczy, a jedynie domaga się wyważenia proporcji między rożnymi uczestnikami ruchu. A temat miejsc parkingowych nie musi od razu oznaczać, że zastępujemy parkingiem zieleń. Lepszym rozwiązaniem mogłoby być zbudowanie w tej okolicy niskiego 2-3 kondygnacyjnego parkingu naziemnego (być może z przestrzenią targową w parterze?), z projektem wybranym w konkursie. Tak by ten nowy obiekt dobrze komponował się z otoczeniem, by tworzył ład przestrzenny. Być może to pozwoliłoby zrezygnować z dużego parkingu-klepiska w typie tego przy klubie Sinnet na Gołkowskiej.
Jakie jeszcze tematy z Sadyby i Stegien chce Pani poruszyć w roli radnej?
Na pewno warto zająć się sprawą uporządkowania zaniedbanych terenów zielonych – Parku Dygata czy fosy przy Bernardyńskiej Wodzie. Osobnym tematem jest Jeziorko Czerniakowskie – dopływ wody, maksymalne odsunięcie zabudowy od zbiornika, zwiększenie bezpieczeństwa użytkowników kąpieliska i mieszkańców. Chciałabym też pomóc w powstaniu targu lub bazarku – albo na działce przy Hamanie na Gołkowskiej albo na wylocie Nałęczowskiej przy Sobieskiego.
Jest wreszcie temat ochrony ludności – nie każdy jest na tyle odważny, by głośno mówić o tym, że może być wojna, ale temat się przewija w moich rozmowach z mieszkańcami. Ich problem jest taki, że nie wiedzą do kogo się zwrócić w przypadku jakiś zakłóceń – z wodą, z prądem itd. Nie wiedzą na przykład, że jak zabraknie prądu w bloku, to wspólnota może wystąpić o agregat prądotwórczy – jeśli tak, to do kogo, w jaki sposób? Przygotowanie takich instrukcji dla mieszkańców na wypadek wojny zapowiadała w kampanii wyborczej nowa prezydentka Kielc. Myślę, że mieszkańcy Warszawy też powinni otrzymać takie informacje, nawet jeśli zagrożenie miałoby się nigdy nie zrealizować.
A czy do swojej listy działań zamierza Pani włączyć tematy, którymi się już Pani zajmuje na niwie społecznej? Czyli na przykład odzyskiwanie okien z biurowców lub budynków użyteczności publicznej?
To kuszące, ale postanowiłam rozdzielić moją działalność społeczną od działalności radnej. Oczywiście jeśli urzędnicy będą zainteresowani odzyskiwaniem zasobów z remontowanych budynków, to chętnie pomogę, ale nie chciałabym tworzyć konfliktu interesu – rozbiórki i wyburzenia to nie jest najbardziej palący temat w naszym okręgu.
Od kiedy zaczyna Pani pracę jako radna? I od kiedy można będzie się z Panią umawiać na „załatwianie” spraw mieszkańców?
Dziś o 16.00 jest pierwsza sesja i zaprzysiężenie radnych. Na następnej sesji – za miesiąc - mamy podzielić się na komisje i wybrać nowy zarząd dzielnicy. Czyli tak na 100% radni zaczną działać od końca czerwca. Być może nasz klub Miasto Jest Nasze zrobi tour po okręgach wyborczych na Mokotowie, z których zostaliśmy wybrani. Będzie to pierwsza okazja do tego, by mieszkańcy spotkali się z wszystkimi mokotowskimi radnymi z Miasto Jest Nasze. Jeśli zdążymy się zorganizować, MJN będzie o tym informować na stronie internetowej i w social mediach. Ja też – na swoim Instagramie radnej (radnajaworowska). Mam nadzieję, że ten tour zapoczątkuje nową tradycję spotkań mieszkańców z radnymi w terenie.