Serce starej Sadyby od pół roku tętni na Skwerze Ormiańskim. Tu, w parku przy Powsińskiej i Okrężnej, otwarto w lipcu ubiegłego roku Międzypokoleniowe Miejsce Spotkań. Tylko tu mieszkańcy osiedla mogą na bieżąco, bezpłatnie i pod dachem organizować wydarzenia społeczne i kulturalne. Tylko tu mogą się spotkać i porozmawiać, bez konieczności wydawania pieniędzy.
I tak się dzieje. Tutejsze wydarzenia gromadzą za każdym razem po kilkadziesiąt osób, goście systematycznie przynoszą słodkości, kawę czy psie smaczki dla innych odwiedzających, profil obiektu na Facebooku obserwuje już niemal 800 osób, a komentarze na Facebooku są głównie pozytywne. Międzypokoleniowe Miejsce Spotkań na Sadybie wydaje się więc już dziś dobrze wywiązywać się z roli integratora lokalnej społeczności.
Zgodnie ze zwycięskim projektem budżetu obywatelskiego, przeszklony pawilon parkowy miał jednak służyć nie tylko do organizacji wydarzeń. Miał również pełnić rolę sąsiedzkiej kawiarni. Do dziś kawiarni nie ma i – jak wynika z najnowszych doniesień - nie wiadomo, czy kiedykolwiek powstanie.
Ciasta, desery, napoje…
W ubiegłorocznym konkursie na operatora obiektu Zarząd Zieleni, administrujący Skwerem Ormiańskim, zażądał, by przyszły najemca prowadził małą gastronomię z uwzględnieniem dostępności cenowej dla seniorów.
Wychodząc naprzeciw wymogom Zarządu Zieleni, Fundacja Bullerbyn, zwycięzca konkursu, obiecała w swojej zwycięskiej ofercie, że: „w stałym menu kawiarni znajdą się ciasta “domowe” (wybór uwzględni dietę bezglutenową, wegetariańską i wegańską), desery lodowe, napoje bezalkoholowe ciepłe i zimne (wybór kaw i herbat, soki i napoje butelkowane, świeże lemoniady, wyciskane soki, napary ziołowo-owocowe.)”
Zwycięska oferta obiecywała także, że poza stałym menu będą też atrakcje sezonowe. Latem - lody, świeże owoce i sałatki, zimą - świeżo wyciskane soki owocowo-warzywne. A dla seniorów - każdego dnia “Zestaw dnia dla seniora” w specjalnej cenie, składający się z napoju i czegoś słodkiego.
Nie ma kawiarni i… wniosku
Kiedy w lipcu ubiegłego roku otwierano pawilon parkowy na Sadybie okazało się, że kawiarni nie ma. Marianna Kłosińska, prezeska Fundacji Bullerbyn, mówiła, że wciąż czeka na wizytę Sanepidu. Zgoda instytucji wydawała się czystą formalnością – nowy miejski obiekt, który z założenia (już na etapie opisu projektu w budżecie obywatelskim, a potem na etapie miejskiego konkursu) miał prowadzić małą gastronomię, powinien przecież spełniać aktualne wymogi sanitarne, obowiązujące w gastronomii. Jak się wkrótce okazało, założenie to nie miało żadnych podstaw w rzeczywistości.
Po kilku miesiącach oczekiwania na decyzję Sanepidu, mieszkańcy Sadyby liczący na nową tanią kawiarnię w okolicy, mogli czuć się zawiedzeni. Okazało się, że jeszcze nie złożono wniosku. Na początku września ubiegłego roku przedstawicielka operatora obiektu tłumaczyła nam powody. – Jesteśmy po rozmowie z architektem i analizie pawilonu pod kątem wymogów sanitarnych. Z tych rozmów jasno wynika, że pawilon nie jest zaprojektowany pod małą gastronomię – wyjaśniała prezeska Fundacji Bullerbyn, Marianna Kłosińska.
W czym sadybiański pawilon parkowy nie spełnia obowiązujących wymogów sanitarnych? Prezes Kłosińska: – To nawet nie chodzi o brak tzw. siły (dodatkowego kabla zasilającego) do podłączenia ekspresu ciśnieniowego. Aby móc serwować kawę czy desery musielibyśmy mocno przebudować zaplecze. Zamienić szafę z garderobą na lodówkę, wstawić dodatkową umywalkę, wydzielić dwa osobne przejścia, czyli tzw. drogę czystą i drogę brudną. To poważne inwestycje, które kosztują i na które musiałby się dodatkowo zgodzić Zarząd Zieleni.
Kto zapłaci za przeróbki
Tak wyglądała sytuacja na początku września ubiegłego roku. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Nadal nie wiadomo, czy wymogi sanitarne potrzebne do uruchomienia kawiarni zostaną spełnione i czy kawiarnia w końcu ruszy.– Prowadzimy rozmowy z Zarządem Zieleni – mówi Barbara Berkan, która w rozmowach reprezentuje Fundację Bullerbyn. – Na razie jesteśmy w trybie urzędowym – sprawę musi zaopiniować kilka różnych departamentów, a to trwa. – dodaje.
Konsultacje z różnymi jednostkami urzędu brzmią poważnie. Co jest przedmiotem tych konsultacji? Pewne światło na sprawę rzuca prezes Kłosińska. – Mieliśmy otrzymać obiekt, który dostosowany jest do prowadzenia małej gastronomii, a jak widać nie jest. Możemy go przystosować do wymogów Sanepidu, ale to wymaga znacznych nakładów, które wykraczają poza zakres naszej umowy dzierżawy. Powstaje więc pytanie, kto ma ponieść te koszty – czy my, czy miasto. Pozostaje jeszcze kwestia, jak te ewentualne przeróbki będą się miały do trzyletniej gwarancji wykonawcy na nowy obiekt. Rozmowy na ten temat z Zarządem Zieleni są w toku – wyjaśnia.
Do prowadzenia kawiarni potrzebne są nie tylko przeróbki w wyposażeniu lokalu. Miasto musi też podjąć decyzję, jak postępować z opakowaniami. Zgodnie z warunkami umowy z Zarządem Zieleni, najemca pawilonu nie może stosować opakowań i sztućców jednorazowych. Miasto dopuszcza natomiast opakowania i sztućce jednorazowe, ale biodegradowalne. Operator pawilonu chętnie przeszedłby na te ostatnie, ale potrzebuje w tym celu zmienić umowę.
Otwarcie kawiarni rodzi jak widać wiele wyzwań operacyjnych i finansowych. Fundacja Bullerbyn nie ma jednak motywacji, by je przezwyciężyć. – Mam poczucie, że obecna formuła działania Międzypokoleniowego Miejsca Spotkań jest bardzo dobra, sprawdza się – uważa Marianna Kłosińska, zastrzegając, że to jej osobista opinia. I dodaje: - Sądzę, że wysiłek związany z uruchomieniem kawiarni, również ten finansowy, nie przełoży się ani na większe zaangażowanie mieszkańców, ani na większą frekwencję, a tym bardziej na przychód realnie wspierający finansowanie MMS. Wiem jednak, że inne zdanie na ten temat mają lokalne organizacje, które nalegają na otworzenie kawiarenki i dlatego drążymy sprawę z ZZW.
Prezes fundacji nie ukrywa, że na jej opinię duży wpływ ma szacowany rachunek kosztów i strat. I to dosłownych, wyrażonych w pieniądzu. Mówiąc prosto, zdaniem pani prezes nowa kawiarnia nie zepnie się jej finansowo.
Czy miasto zapłaci za darmowe godziny
Wygląda na to, że finanse są problemem już dziś.
Marianna Kłosińska: – Zgodnie z warunkami budżetu obywatelskiego oferujemy mieszkańcom nieodpłatne korzystanie z pawilonu przez 25 godzin w tygodniu. Wiąże się to po naszej stronie z opłacaniem koordynatorów, mediów, kawy i herbaty. To są spore koszty. Plus czas, który musimy poświęcić na koordynowanie, organizowanie, informowanie, marketing. Z drugiej strony nie możemy liczyć na regularny przychód – od momentu otwarcia pozyskaliśmy tylko jeden miejski grant, jedną darowiznę od osoby prywatnej na 10 tys. złotych i kilka mniejszych darowizn.
Przedstawicielka najemcy przekonuje, że te darmowe godziny powinny być finansowane przez miasto. – Międzypokoleniowe Miejsce Spotkań pełni rolę nieformalnego domu kultury, a od niedawna ma oficjalny status Miejsca Aktywności Lokalnej (MAL). Warszawskie MALe są finansowane przez miasto. I dodaje: – W tej sprawie chcemy skorzystać z rady i pomocy Borisu (Stowarzyszenie BORIS – od pierwszych liter nazwy „Biuro Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych” – jest pierwszym w Polsce i najprężniejszym centrum wspierania organizacji pozarządowych i inicjatyw społecznych – przyp. red.).