Przez kilkadziesiąt lat po wojnie historia Wojciecha Zatwarnickiego i żydowskiego kibucu na Czerniakowie była obecna tylko we wspomnieniach kilku ocalałych osób. W listopadzie 2001 roku okruchy pamięci poskładał w jedną historię - dziś już nieżyjący - Jakub Karpiński, wnuk Zatwarnickiego.
Farma chalucowa
Helena Balicka-Kozłowska w książce o okupacji "Mur miał dwie strony", w rozdziale "Sara zginęła", pisze m.in. o wydarzeniach w Warszawie w listopadzie 1942 r. Było to już po "wielkiej akcji" w getcie, trwającej od 22 lipca do 12 września 1942 r., kiedy wywieziono do Treblinki na śmierć od 250 do 300 tys. osób. Helena Balicka przypuszczała, że była wśród nich jej przyjaciółka Sara Biederman, ale w listopadzie otrzymała pocztą kartkę z dwoma zdaniami napisanymi ręką Sary: "Jakoś jeszcze żyję. Jeżelibyś chciała mnie zobaczyć, przyjdź któregoś dnia wieczorem o ósmej, majątek Czerniaków za placem Bernardyńskim. S."
Balicka doszła do wniosku, że Sara chodzi z getta na roboty na stronę "aryjską" z "placówką", w pilnie strzeżonej grupie i "na noc o ósmej pędzą ich do getta", więc może uda się rzucić jej paczkę lub nawet zamienić z nią kilka słów.
Zgodnie z sugestią poszła wieczorem w okolice placu, zapewne ul. Bernardyńską - wtedy wiejską drogą: "Zabudowania urywały się, w świetle księżyca majaczyły przede mną pola. Zaniepokojona, zapukałam do ostatniej z szeregu chałup i zapytałam z obawą, czy majątek daleko i czy chodzą tam Żydzi na robotę. Zagadnięta kobieta odpowiedziała, że folwark jest zaraz za zakrętem, a Żydzi, którzy tam pracują, zamieszkują opodal w drewnianych barakach. Po kilkudziesięciu krokach ujrzałam czarniejsze od mroku zabudowania, a gdy bezszelestnie podeszłam bliżej, doleciała mnie rozmowa w języku żydowskim i nawet głośny śmiech. Zaczęłam z cicha wołać, nikt nie podchodził do bramy, przy której stałam. Zupełnie nieświadoma nacisnęłam klamkę - i aż cofnęłam się zaskoczona... Ta furtka była otwarta! W czwartym roku okupacji, w przeszło dwa lata po zamknięciu getta, w trzy miesiące po likwidacji pół miliona Żydów otwarta brama wyglądała na zasadzkę".
Nie była to jednak zasadzka, brama była zawsze otwarta. Sara dostała się do Czerniakowa dzięki chalucom, czyli pionierom, którzy przed wojną prowadzili gospodarstwo na Grochowie. Balicka relacjonuje: "Oni mieli tam wspólne komunistyczne gospodarstwo, ale nie byli komunistami, tylko syjonistami. Przygotowywali się do robót rolnych w Palestynie". Sara mówiła: "tu są właśnie tamci chaluce z Grochowa. Oni pracowali [w Czerniakowie] od początku wojny, a potem udało się im jeszcze nas sprowadzić".
Kto to byli chaluce, można dowiedzieć się z "Rozmów z katem" Kazimierza Moczarskiego, który w mokotowskim więzieniu rozmawiał z SS-Obergruppenfhrerem (generałem) Jrgenem Stroopem, kierującym w kwietniu i maju 1943 r. zagładą warszawskiego getta: "Chaluc (hebr.) - pionier; Haluzzenbewegung był masowym ruchem żydowskiej młodzieży syjonistyczno-socjalistycznej po I wojnie światowej - przede wszystkim w Polsce; miał na celu przygotowanie swych członków (którzy zamierzali osiąść w Palestynie) w zakresie wiedzy agrarnej i umiejętności gospodarowania na roli; przywódcą ruchu w Polsce był m.in. Mordechaj Tenenbaum, który w czasie II wojny światowej pod pseudonimem ČTamarowÇ działał w antyhitlerowskich organizacjach Żydów polskich w Wilnie, Białymstoku i Warszawie, skąd wrócił do Białegostoku i tam stanął na czele powstania Żydów przeciw Niemcom (16-20 VIII 1943); M. Tenenbaum zginął po zgnieceniu tego powstania". Mordechaj Tenenbaum (1916-1943) był w Czerniakowie jednym z organizatorów komórki samoobrony. Jak wspomina Icchak Cukierman (1915-1981), działacz ruchu chalucowego i jeden z przywódców ŻOB-u, w książce "Nadmiar pamięci" (opublikowanej już po śmierci autora): "z jednej strony istniały ruchy wychowawcze, które działały zgodnie ze swoim uznaniem, a z drugiej - Komitet Centralny Hechaluc, który zrzeszał Dror, Haszomer Hacair, Gordonię i ruch Akiba. Potem dołączyli się również Grossmaniści (członkowie ugrupowania Państwo Żydowskie) (...). Poza tym były również Hanoar Hacyjoni i Hechaluc Hamizrachi".
Balicka od listopada 1942 r. bywała w Czerniakowie. Gdy przyszła w Boże Narodzenie: "Z zabudowań majątku nie dochodził jednak żaden głos. Struchlała, zapukałam znowu do znajomej chałupy. - Wyprowadziły ich szkopy, panienko przed samymi świętami. Nie, nie rozstrzeliwali nikogo - uspokajała mnie kobieta. - Podobnoć tylko mieli ich pognać do getta."
Kronikarz getta, Emanuel Ringelblum (1900-1944) pisał w marcu 1941 r., gdy getto było już otoczone murem i zamknięte, ze strzeżonymi bramami (od 16 listopada 1940 r.): "Grochów jest jakby wyspą wokół Warszawy, na której jest 19 chaluców. Początkowo projektowano otoczyć Grochów murem, ale z uwagi na ogromne koszty musiano odstąpić od tego projektu. We wsi Czerniaków zatrudnia się także 50 chaluców. W zeszłym roku też tam pracowali".
Artur Eisenbach, autor przypisów do "Kroniki" Ringelbluma, tak pisze o liczbie chaluców w Czerniakowie: "Fermy chalucowe na Grochowie i Czerniakowie zostały rozwiązane w grudniu 1942 r., a chaluców w liczbie 150 skierowano do getta warszawskiego" i w innym miejscu: "w grudniu 1942 r. władze niemieckie rozwiązały placówki pracy dla Żydów na Okęciu (Warszawa), w Karczewie, Kuflewie, Klimontowie oraz fermę chalucową na Czerniakowie." Według izraelskiego historyka Israela Gutmana fermę na Grochowie zlikwidowano pod koniec 1941 r., o rok wcześniej niż w Czerniakowie. Pisze on: "10 grudnia [1942 roku] zlikwidowana została farma na Czerniakowie, z której weszła do getta 83-osobowa grupa działaczy Dror he'Haluc. Z czasem zasilić oni mieli szeregi ŻOB-u."
Gutman zwraca uwagę na specjalne funkcje dwu farm szkoleniowych z lat 1940-1942: "wywarły one znaczący wpływ na konsolidację sił podziemia, a następnie na ruch zbrojnego oporu". Pisze o farmie Betaru w okolicach Hrubieszowa i farmie Droru he'Halucu w Czerniakowie.
"Farma ta była własnością prywatną, a odbywające się na jej terenie szkolenie nie miało charakteru sezonowego, trwało bowiem cały rok. W szczytowym okresie, wiosną 1943 [powinno być: 1942], przebywało tam około 140-170 pionierów. (...) wykorzystywano ją jako bazę dla pracy konspiracyjnej. Było to bezpieczne miejsce dla łączników wchodzących do getta lub je opuszczających. Na terenie gospodarstwa odbywały się również konspiracyjne spotkania między Żydami a Polakami. Dla pracujących na farmie Czerniaków nie był wyłącznie bezpiecznym, całorocznym miejscem schronienia. O wiele ważniejszy okazał się fakt, że pionierzy pozostali na miejscu w czasie wielkiego wysiedlenia latem 1942. Gdy Niemcy w listopadzie 1942 zlikwidowali farmę i nakazali pionierom powrót do getta, powróciła tam już dobrze zorganizowana grupa młodych ludzi, którzy nie doświadczyli grozy deportacji. Większość z nich z czasem zaliczyła szeregi Żydowskiej Organizacji Bojowej".
Informacje o Czerniakowie, czerpane z osobistego doświadczenia i relacji tam zatrudnionych, można znaleźć we wspomnieniach Icchaka Cukiermana - opowiadanych, a także spisanych przez niego, znalezionych po jego śmierci. Fragment tych drugich opublikowano w 1992 r., w tłumaczeniu z jidysz, w "Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego". Grochów i Czerniaków nie były jedynymi kibucami tworzonymi lub (jak Grochów) odtwarzanymi wiosną 1940 r.: "utworzone zostały w krótkim czasie kibuce rolnicze w Sierocinku, Paulinowie w pobliżu Sokołowa Podlaskiego, w Częstoniewie w okolicy Warszawy, w Dębsku, Błoniach i Brokach k. Sochaczewa oraz w Wasiliewie w pobliżu Hrubieszowa".
Kibuce powstawały po tym, gdy władze okupacyjne w październiku 1939 r. zarządziły w Warszawie spis ludności żydowskiej i na przełomie lat 1939-1940 wydały liczne zarządzenia dyskryminujące Żydów. Od 1 grudnia 1939 r. nakazano ("poza obrębem mieszkania") noszenie opasek z gwiazdą Syjonu.
Nakaz dotyczył członków i byłych członków żydowskiej gminy wyznaniowej, a także osób, których co najmniej jedno z rodziców należało do gminy. Niemcy wskazywali w ten sposób, kogo uważają za Żyda. Liczne zarządzenia ograniczały żydowskie życie gospodarcze i wolność poruszania się (w styczniu 1940 r. zakazano Żydom jazdy koleją). Wprowadzano powierniczy zarząd przedsiębiorstw i mienia żydowskiego (instytucja Treuhnderów). W marcu 1940 r. w północno-zachodnich dzielnicach Warszawy, zamieszkanych przez Żydów, Niemcy umieścili napisy "teren zamknięty, dotknięty epidemią" (Seuchen-Sperrgebiet). W kwietniu rozpoczęto budowę murów wokół obszaru, który w listopadzie zamknięto jako getto.
Icchak Cukierman pisze, jak doszło do powstania ośrodka w Czerniakowie. Otóż: "Wkrótce po powstaniu fermy na Grochowie, inż. [Izrael] Sudowicz skontaktował nas z ziemianinem [Wojciechem] Zatwornickim [powinno być: Zatwarnickim], który posiadał fermę na Czerniakowie, przedmieściu Warszawy. W maju została z nim zawarta umowa, która zapewniała nam określone ilości żywności i pewną sumę pieniędzy. Po pewnym czasie wyraził zadowolenie z grupy, tak że z własnej woli zwiększył płacone kwoty, poprawił wyżywienie i wykazał dobry stosunek do kolegów. W dużym stopniu należała się za to wdzięczność Lei Perlsztajnównie [spotyka się też pisownię Łaja Perelsztajn, Perlsztejn lub Perlstein], sekretarce kibucu. Ten ostatni utrzymał się po aryjskiej stronie przez stosunkowo długi czas, aż do pierwszej wielkiej likwidacji warszawskiego getta pod koniec 1942 r.
W ciągu tych lat Czerniaków był ważnym punktem oparcia dla ruchu po aryjskiej stronie. Przemycano tam, lub na Grochów, nielegalną literaturę przez mury getta i stamtąd rozprowadzano po całej Generalnej Guberni (...). Tam przybywali wszyscy bez wyjątku wysłannicy ruchu chalucowego, którym wypadało przejeżdżać przez Warszawę, lub zanim im się udało dostać do getta".
Sudowicz był agronomem i kierował w warszawskim getcie Toporolem (Towarzystwem Popierania Rolnictwa). Cywia Lubetkin (1914-1978), żona Cukiermana, działaczka Dror i ŻOB, pisze o Sudowiczu we wspomnieniach "Zagłada i powstanie": "W otrzymywaniu pracy w majątkach ziemskich i w układaniu stosunków z ich właścicielami pomagał nam agronom Sudowicz." Podobnie w relacji Cukiermana: "Sudowicz dał nam listę gospodarstw. Farma na Czerniakowie była jednym z poleconych przez niego gospodarstw. Było to w połowie 1940 roku, zanim założyliśmy farmę na Grochowie. Mniej więcej w tym samym okresie zwróciła się do mnie Lea Perlsztejn, która kierowała farmą, żebym zajął się tą sprawą. Poszedłem z nią do właściciela farmy, Zatwarnickiego. (...) W trakcie rozmowy z Zatwarnickim okazało się, że nazwa Hechaluc nie była mu obca. Rozmawialiśmy o warunkach. Uzgodniliśmy, że w ramach pracy będziemy oczywiście podlegać kontroli i nadzorowi. Ale po godzinach pracy żądaliśmy autonomii i prawa - jeśli byśmy chcieli - do tańca i nauki. Innymi słowy, całkowitej swobody. Ponadto prosiliśmy o zapewnienie nam żywności w wystarczających ilościach: mleka, chleba, warzyw, ziemniaków. Muszę przyznać, że spełniał wszystkie warunki, przez cały czas. Pomieszczenia mieszkalne znajdowały się na skraju pól. Była to bardzo duża posiadłość".
"Jedno jest pewne - zdaniem Cukiermana - Zatwarnicki nie wykorzystał uprawnień danych mu przez Niemców, dotrzymał wszystkich obietnic i nie wyrządził nam żadnej krzywdy. Dlatego zostaliśmy na Czerniakowie tak długo, do końca 1942". Cukierman wspomina, że w 1941 r. część ludzi z Droru trafiła do obozów pracy, ale "tym wszystkim, którzy byli na Grochowie i Czerniakowie, obozy pracy nie groziły".
Cywia Lubetkin pisze o Lei Perlsztejn: "Fermą czerniakowską kierowała rozumnie i z oddaniem Łaja Perelsztajn. Obserwowałam ją przy pracy. Odnoszono się do niej z uznaniem i szacunkiem. Dotyczyło to wszystkich, łącznie z jej polskimi pracodawcami, a nawet Niemcami, którzy zwiedzali fermę. Należy wspomnieć życzliwie pana Zatwarnickiego, właściciela majątku, który odnosił się z sympatią do naszych członków, dawał nam swobodę i starał się nie zauważać nielegalnej chalucowej działalności."
Ten motyw niezauważania powtarza się we wspomnieniach Cukiermana: "Z Czerniakowa wychodzili nasi ludzie na spotkania z przedstawicielami AK i AL. Gdyby Zatwarnicki lub jego zarządca, folksdojcz, chcieli zrobić nam krzywdę, mieli po temu tysiące okazji. Niemożliwe, że nie zauważyli dziewcząt przyjeżdżających nocą i opuszczających farmę o świcie; niemożliwe, że nie zdawali sobie sprawy z tego, co się tam działo. A mimo to nie było ani jednego donosu, ani nawet antysemickiej uwagi. I więcej, uratowaliśmy na farmie w Czerniakowie kilkadziesiąt osób, które nie były członkami ruchu".
Sylwetkę właściciela majątku, Wojciecha Zatwarnickiego (1874-1948), dało w 1939 r. pismo "Sad i Owoce", charakteryzując go jako człowieka pracy, przedsiębiorcę, pioniera upraw: "Umiejetność uprawy i nawożenia wyniósł ze sławnej szkoły rolniczo-ogrodniczej w Humaniu, w której był wyróżniany, oraz z późniejszych praktyk w najpotężniejszych gospodarstwach bogatej Kijowszczyzny. Już wówczas zasłynął i swoją wzorową pracą dokonał wyłomu w żelaznym prawie zaborczym, wzbraniającym kupna ziemi Polakom od Rosjan. (...) mając już 9 wielkich majątków własnych, nabytych stopniowo w swojej pracy (...), administrował, za pełną francuską plenipotencją majątkami, interesami i prywatną szkatułą Lwa Brodzkiego, potentata na 200 000 ha ziemi ornej, łąk i lasów...".
Zatwarnickiemu udało się przedostać z bolszewickiej Rosji do Polski i, jak czytamy: "W roku 1922 nabył on folwark Czerniaków, sąsiadujący z Wilanowem i Siekierkami, a połączony ze stolicą linią tramwajową. Folwark ten miał wówczas wielkie jezioro i fantastycznie zburzoną, porytą i porośniętą chwastami powierzchnię całego terenu, leżącego odłogiem od dziesiątków lat. (...) Stan rzeczy zmieniał się tam jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej i już od r. 1926 Czerniaków stał się gościnnym ośrodkiem dla codziennych wycieczek naukowo-praktycznych różnych zakładów naukowych, a między innymi Państwowej Szkoły Ogrodniczej w Warszawie i Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego".
W artykule Władysława Rogowskiego czytamy, że już na początku lat 30. były tam "cztery wielkie najbardziej nowoczesne hale oszklone o powierzchni 30x54 m, 3600 sztuk okien inspektowych". Z sukcesami uprawiano pomidory i szparagi, chrzan włoski, selery i pory.
Władysław Rogowski tak kończy portret Zatwarnickiego. "Leżący na drodze twórczego pochodu prezydenta Stefana Starzyńskiego folwark Czerniaków będzie w najbliższej przyszłości częściowo rozparcelowany, a częściowo zamieniony na park reprezentacyjny i sportowy".
Losy prezydenta Starzyńskiego i jego planów urbanistycznych, Wojciecha Zatwarnickiego i majątku Czerniaków były jednak inne, niż przepowiedziane w tym pisanym tuż przed wojną artykule.
Cukierman mówi o farmie czerniakowskiej: "Liczba ludzi nie była stała. W okresie prac sezonowych dodawaliśmy ludzi z posiadanych przez nas rezerw i doszliśmy nawet do około 80 osób [Gutman podaje więcej]. Był okres, gdy nie tylko Lea Perlsztejn, ale również Frumka [Płotnicka, 1914-1943, jedna z najaktywniejszych organizatorek ruchu chalucowego] tam przyjeżdżała. Właściwie zorganizowaliśmy tam punkt organizacyjny. Cywia [Lubetkin] wychodziła czasami z zamkniętego już wówczas getta i przyjeżdżała na Czerniaków - spędzić jeden dzień z towarzyszami. Atmosfera na farmie była przyjemna, daleka od atmosfery obozu pracy. Panowały poprawne stosunki. Nocowałem tam kilka razy. (...) Przebywając na fermie, człowiek miał wrażenie, że znajduje się w przedwojennym kibucu szkoleniowym.
W dniach deportacji Żydów z Warszawy nasi ludzie zostali na Czerniakowie. W tym czasie toczyła się wśród nas dyskusja: obrona getta czy partyzantka? W końcu zapadła decyzja: obrona getta. Od lipca do września 1942 roku Niemcy wywieźli z getta dziesiątki i setki tysięcy Żydów. Chcieliśmy uratować ludzi, którzy mieli wziąć udział w powstaniu, i nie wiedzieliśmy, co zrobić z nimi w Warszawie (nie mieliśmy też dosyć broni). Wysłaliśmy ich na Czerniaków, gdzie pozostali w okresie deportacji. Na Czerniakowie założyliśmy pierwszą bazę ŻOB-u".
Gospodarstwo w Czerniakowie pomogło przetrwać wielką deportację i zagładę młodym ludziom, którzy chcieli walczyć. Wielu z nich zginęło. Nieliczni przeżyli, niektórzy spośród nich zakładali później w Izraelu Kibuc imienia Bojowników Gett (Lochamej Hagetaot).
Funkcje farmy w Czerniakowie zmieniały się w miarę nasilania się represji. (W październiku 1941 r. gubernator Hans Frank zarządził, że "Żydzi, którzy bez zezwolenia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlega ten, kto osobom takim udziela świadomie schronienia.")
Lubetkin i Cukierman mówią o Czerniakowie jako o "naszej farmie". W książce Lubetkin czytamy: "Pierwszą rolniczą hachszarę [kibuc szkoleniowy] założyliśmy tego lata na Czerniakowie, przedmieściu Warszawy". Cukierman mówi: "Lea Perlsztajn i ja zajmowaliśmy się też naszą farmą na Czerniakowie".
Od Cukiermana można dowiedzieć się, że na "naszej farmie" Wojciech Zatwarnicki działał niekiedy bez porozumienia z chalucami z Droru, ale oni też nie o wszystkim go informowali. W "Nadmiarze pamięci" czytamy o Zatwarnickim: "wprowadził na naszą farmę grupę ludzi, zwykłych Żydów, których ukrywał tam przez jakiś czas. Należy również przypomnieć, co powiedział Lei Perlsztejn w dniach wielkiej akcji w Warszawie: obiecał jej, że jeśli Niemcy postanowią ugodzić w ludzi na Czerniakowie, on - Zatwarnicki - będzie wiedział o tym z góry, ostrzeże ludzi i umożliwi im ucieczkę na pola. (...) Ukryliśmy na Czerniakowie część naszego archiwum; założyliśmy tam bazę ŻOB-u i mieliśmy tam broń. Mordechaj Tenenbaum, Zacharia Artstein i Tuwia Borzykowski zorganizowali tam komórkę samoobrony. W dniach wielkiej akcji mieli tam kilka pistoletów i granatów. Nie zaszła jednak potrzeba ich użycia, ponieważ wielka akcja ominęła Czerniaków. (...) Czerniaków przetrwał do ostatniego dnia jako farma rolna, która pełniła rolę kibucu szkoleniowego i bazy dla naszego ruchu, a także pomogła nam fizycznie przetrwać".
Z wersją Cukiermana dotyczącą daty powołania ŻOB-u (28 lipca 1942 r.) nie zgadza się jeden z przywódców ŻOB w czasie powstania w getcie Marek Edelman. Anka Grupińska, autorka rozmów z żołnierzami ŻOB, pytała Marka Edelmana:
Czy znasz książkę Antka [Icchaka Cukiermana]?.
Marek Edelman: Nie, tylko kawałki mi ktoś przetłumaczył. Ale to nie jest książka o getcie. To jest książka o ruchu syjonistycznym. Jak się nazywa ten ich wielki historyk?.
AG: Israel Gutman?
ME: Tak, tak. On napisał historię młodzieżówki lewicowego ruchu syjonistycznego w wojennej Warszawie. Oni są zaślepieni. Oni nie widzą nic poza chalucami i syjonizmem. Nie widzą getta. Nic nie rozumieją!
AG: Marku, jaką datę powstania ŻOB-u należy przyjąć?
ME: 15 października 1942.
AG: Celina [Cywia Lubetkin] podaje inną datę - lipcową. "A w październiku do ŻOB-u przystąpił Bund", pisze Celina.
ME: Nieprawda. ŻOB powstał i zaczął działać, jak oni przyszli z tej farmy na Czerniakowie i chaluce mieli trochę ludzi. A to było już na jesieni. Pamiętam, że było okropnie zimno.
Datę założenia ŻOB: 28 lipca 1942 roku, podano w słowniku "Historia i kultura Żydów polskich" i w innych opracowaniach, w pracy Gutmana o Żydach warszawskich i w "Encyklopedii Holocaustu" pod redakcją Waltera Lacqueura (z napisanym przez Gutmana hasłem "Warszawa").
Władysław Bartoszewski przedstawił wersję kompromisową, pisząc w książce "Los Żydów Warszawy 1939-1943", że "28 lipca 1942 roku utworzono w getcie warszawskim syjonistyczno-socjalistyczną Organizację Bojową, której komendę stanowili Szmul Bresław, Icchak Cukierman, Cywia Lubetkin, Józef Kapłan, Mordechaj Tenenbaum." Później, w końcu października 1942 r. utworzono Żydowski Komitet Narodowy, następnie, 2 grudnia 1942 roku "utworzona została na szerszej podstawie politycznej Żydowska Organizacja Bojowa".
Według Cukiermana gospodarstwo w Czerniakowie odegrało jeszcze rolę po powstaniu w getcie: "Później nie mieliśmy żadnego kontaktu z Zatwarnickim, ale ufaliśmy mu do tego stopnia, że w dniach powstania, gdy ludzie uciekali z getta, gdy zaczęliśmy szukać schronienia - pierwsze miejsce, jakie przyszło nam do głowy, to Czerniaków".
Wróćmy jeszcze do wzmianki o ruchu chalucowym w rozmowach Moczarskiego ze Stroopem. Moczarski pisze, że Stroopowi bardzo imponowały Haluzzenmdeln [dziewczyny chalucowe] z kwietnia i maja 1943 r.: - Myślę - powiedział kiedyś - że nie były to ludzkie istoty: chyba diablice albo boginie. Spokojne. Sprawne jak cyrkówki. Często strzelały z pistoletów jednocześnie z obu rąk. Zażarte w walce, do końca. Niebezpieczne w bezpośrednim zbliżeniu. Taka schwytana Haluzzenmdeln wyglądała niby trusia. Całkowicie zrezygnowana. Aż tu raptem - gdy grupa naszych podeszła do niej na kilka kroków - jak nie sięgnie po ukryty w spódnicy lub szarawarach granat, jak nie rąbnie w SS-owców, jak nie zacznie miotać przekleństwa do dziesiątego pokolenia w przyszłość - to włosy się jeżyły! Ponosiliśmy w takich sytuacjach straty, więc rozkazałem nie brać dziewczyn do niewoli, nie dopuszczać ich zbyt blisko i z daleka rozwalać pistoletami maszynowymi.
Fotografie Haluzzenmdeln dziś można odnaleźć na stronach internetowych Kibucu im. Bojowników Gett w Izraelu. Przeszukiwanie archiwum Muzeum Bojowników Gett (Bejt Lohamej Hagetaot) pozwala w Internecie na hasło "Czerniaków" uzyskać 12 zdjęć i opisów. Pięć zdjęć, zrobionych już po wojnie, przedstawia zabudowania gospodarstwa w Czerniakowie. Siedem zdjęć to fotografie osób, które były w Czerniakowie: sześcioro członków Droru i jeden członek Poalej-Syjon, Moshe Rubin, "doskonały fałszerz dokumentów" (zginął w czasie powstania w getcie). Jest zdjęcie członka Droru Motka Finkelsteina, współwykonawcy zamachu na agenta gestapo w getcie Alfreda Nossiga w lutym 1943 r., a także Lei Perlstein. Krótka biografia informuje, że "w lecie 1940 roku odpowiadała za 70 młodych ludzi pracujących w komunie rolniczej w Czerniakowie koło Warszawy". Zginęła wywieziona do Treblinki w styczniu 1943 r.
Jakub Karpiński