Stara Sadyba była miejscem narodzin najsłynniejszej komuny hipisowskiej w Polsce. Jej bywalcy, wśród nich obecni politycy z pierwszych stron gazet Ryszard Terlecki (pseudonim Pies) i Jan Lityński czy psychoterapeuta Wojciech Eichelberger, wolą dziś zapomnieć o tamtych czasach. W wywiadach dystansują się od alkoholu, narkotyków i wolnej miłości. Tymczasem zachowało się sporo szczegółów życia w komunie przy Cyganeczki, które wskazują, że mogło być inaczej niż mówią. Poniżej kilka zebranych wspomnień z lat 1969-1972 na starej Sadybie.
Wspólne były pieniądze, jedzenie, nawet ubrania (1)
(Hipisi – red.) przenieśli się na warszawski Mokotów, na Sadybę, do części willi przy ul. Cyganeczki, który tanio wynajął pewien architekt zmuszony do wyjazdu za granicę. Mieszkanie na Sadybie, wynajmowane przez Antoniego Nowackiego, nazywano potocznie antkówką. Zimą 1969 r. mieszkało tam, z przerwami, kilka osób, m.in. „Pies”, „Baluba”,„Prezes”, „Psycholog” i in. Codziennie odwiedzało ich wielu zaprzyjaźnionych hipisów, niektórzy zostawali na noc lub pomieszkiwali kilka dni.
Ponadstumetrowe mieszkanie w willi przy ul. Cyganeczki w swoim czasie stało się najbardziej znaną wspólnotą polskich hipisów i wzorcem dla podobnych tego rodzaju miejsc w kraju. Lokatorzy i goście sypiali na dużych własnoręcznie uszytych materacach. Wspólne były pieniądze, jedzenie, nawet ubrania. Codzienność grupy toczyła się wokół przebywania razem, wspólnych dyskusji, a przede wszystkim wokół muzyki. Słuchano płyt, próbowano również samodzielnie tworzyć muzykę. Jak uważa Gabriela Mruszczak, komuna była prowadzona wzorowo i świadczyła o dojrzewaniu ruchu. Część jej mieszkańców podjęła się różnych prac, a zarobione pieniądze przeznaczono na utrzymanie mieszkania i wspólne jedzenie. Z czasem komuna przy ul. Cyganeczki i podobna do niej wspólnota przy ul. Słupeckiej stały się przystanią dla tzw. Twórców – w większości młodych warszawskich psychologów i psychoterapeutów, transponujących na polski grunt idee i prądy psychologii humanistycznej. Wielu z nich zaistniało później w środowisku psychologów i w życiu publicznym.
Malowali, grali muzykę, działały warsztaty psychoterapeutyczne, pojawiały się halucynogeny i alkohol (2)
- Komuna na warszawskiej Sadybie, w willi na ulicy Cyganeczki, miała trzech założycieli. Psychologa Marka Zwolińskiego - dziś pracuje jako psycholog, Balubę - Marka Liberskiego, dziś fotografika i podróżnika, oraz Pastora - Piotra Buldeskiego. Hipisi mieszkali tam, malowali, grali muzykę, jeden z pokoi nazywał się nawet kopulatorium! Psycholog na początku lat 70. przekazał willę na Cyganeczki tzw. Twórcom. Oni wbrew biernej postawie hipisów byli pełni wiary w możliwości zmiany, tworzenia nowej rzeczywistości w zastanym systemie. Wśród Twórców byli m.in. Jac-Jacek Jakubowski, późniejszy założyciel Szkolnych Ośrodków Socjoterapii, tzw. SOS-ów, i Choj, Mirek Chojecki, założyciel NOW-ej, działacz KOR-u. Z Twórcami związani byli też późniejsi znani psychoterapeuci: Wojciech Eichelberger, Zbigniew Praszkier, Marek Liciński, oraz wspomniany już Jaś Lityński, Janusz Weiss i Jacek Kleyff z kabaretu Salon Niezależnych. Twórcy najpierw mieszkali w komunie na ulicy Słupeckiej, potem na Cyganeczki. Interesowała ich przede wszystkim nowoczesna psychologia, psychoterapia i psychiatria humanistyczna. W komunie Twórców na Cyganeczki działały warsztaty i seminaria psychoterapeutyczne, eksperymenty parateatralne. Czerpano z sytuacjonistów francuskich, pojawiały się halucynogeny i alkohol.
Dużo było wolnej miłości (3)
Niby nie było (wolnej miłości - red.), ale była tak naprawdę. Moi (Kamila Sipowicza – red.) rozmówcy to dzisiaj starzy ludzie, którzy mają dzieci i wnuki, więc nie chcą o tym mówić. "Prorok" się z tego wycofywał, wiele osób kłamie i oczyszcza swoją przeszłość. Mówił mi, że z którąkolwiek dziewczyną szedł do łóżka, to brał pod uwagę, że ona zajdzie z nim w ciążę i że to było podmiotowe. Dużo było wolnej miłości. Ja w niej nie uczestniczyłem przez to, że byłem skromnym i nieśmiałym chłopcem, ale w komunie na Muranowie dziewczyny spały z tym, z kim miały ochotę. Tak samo było w komunie na Cyganeczki i sam widziałem, jak się "Prorok" zachowywał.
Tęsknota za wspólnotą (4)
To środowisko, wywodzące się z inteligencji, zafascynowane kontestacją miało coś, co odróżniało je od reszty mieszkańców PRL-u — jakąś swobodę i jakąś tęsknota za wspólnotą, podobną do tej, którą poznałem w domu na Cyganeczki w Warszawie , w którym była słynna komuna hipisów. Słuchało się tam J. Baez, B. Dylana, no i — rocka. Nawet kiedy, czekając na spektakl, staliśmy stłoczeni w korytarzach, to bez peerelowskiego chamstwa. Tłok i smród były jakoś znośniejsze niż w sklepach i komunikacji miejskiej
Przyjęto zasadę: Jak najmniej zasad (5)
Idee te najpełniej zrealizowano z kolei w istniejącej przez długi czas komunie w wynajętej okazyjnie willi przy ul. Cyganeczki w Warszawie. Stała się ona swego rodzaju wzorcem. Jej mieszkańcy pracowali – „Psycholog” roznosił np. mleko – ale większość zarobków szła do wspólnej kasy. Przyjęto zasadę: jak najmniej zasad. Lokatorzy i goście sypiali na dwóch ogromnych własnoręcznie uszytych materacach. Do szafy w korytarzu każdy wrzucał ubranie, w którym przyszedł z miasta, i wyjmował to, co mu się podobało. Życie obracało się wokół muzyki. Grano, jak kto umiał, „muzykę intuicyjną” i słuchano płyt, które od czasu do czasu docierały z Zachodu. To w komunach – jak twierdzi Ryszard Terlecki, najbardziej znany w swoim czasie hipis krakowski – zaczął powstawać metajęzyk łączący muzykę z treścią tekstów, którym potem posługiwały się kolejne pokolenia młodzieży.
Źródła (numery źródeł powiązane z numerami śródtytułów):
- Obrzeża społeczne Warszawy w latach 1945–1989, Studia i materiały pod redakcją Patryka Pleskota, Warszawa 2018
- Napaleni na miłość, Wywiad z Kamilem Sipowiczem, Gazeta Wyborcza, 2009
- Pierwsi polscy hipisi, przemycanie LSD i wolna miłość, wywiad z Kamilem Sipowiczem, Bartosz Sadulski, Onet, 2012
- Zawsze stawać po stronie skrzywdzonych. Notatki z rozmowy. Zbigniew Brzoza i Jolanta Kilian, pARTisan, 2018
- Utopia bajecznie kolorowa, Grzegorz Łyś, Rzeczpospolita, 2007