Prace remontowe przy ulicy Goraszewskiej na Sadybie stanęły na początku listopada ubiegłego roku. Wojewódzki konserwator zabytków odkrył bowiem podczas wizji lokalnej, że na remontowanej ulicy pod asfaltem znajduje się przedwojenny bruk. Urząd dzielnicy Mokotów, który zlecił prace, szybko odwołał się od decyzji konserwatora do Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. A te na początku czerwca zgodziło się z opinią mokotowskich drogowców.
Kocie łby to tylko hipoteza
Koordynator inwestycji ze strony mokotowskiego urzędu nie ukrywa satysfakcji. – Widać, że ktoś w Ministerstwie porządnie pochylił się nad sprawą. I podważył decyzję konserwatora w kilku wątkach merytorycznych i formalnych – mówi Mariusz Bochen, główny specjalista w wydziale infrastruktury na Mokotowie.
Dzielnicowy nadzorca w jednym nie zgadza się jednak z ministerstwem, że konserwator odkrył kocie łby dopiero w trakcie remontu. - Przecież ma tą ulicę w wykazie zabytków od ponad 25 lat. O istnieniu bruku na tej ulicy pisaliśmy również w dokumentacji remontowej, którą wcześniej zaakceptował. Jak w takiej sytuacji można twierdzić, że kocie łby były jedynie hipotezą – oburza się Bochen.
Drogowiec: Stary bruk jest pod większością mokotowskich ulic
Przedstawiciel mokotowskiego urzędu dzielnicy zwraca przy tym uwagę, że problem kocich łbów nie występuje tylko na ulicy Goraszewskiej, czy tylko na starej Sadybie. - W przeciwieństwie do Ursynowa, Białołęki, czy Wawra, Mokotów jest dzielnicą starą – mówi Bochen. - Po wojnie większość tutejszych ulic odtwarzano z materiałów, które leżały tu wcześniej. Kocie łby są więc niemal wszędzie, choć nie wszystkie z mokotowskich ulic znajdują się pod opieką konserwatora – dodaje.
Zastrzeżenia ministerstwa do decyzji konserwatora nie oznaczają, że remont dostał zielone światło. Sprawa wróciła do konserwatora, który musi się odnieść do argumentów wyższej instancji i ponownie podjąć decyzję. Na szczęście, mimo opóźnienia, wykonawca remontu wybrany w przetargu cały czas czeka na możliwość powrotu do pracy.