W związku z zagrożeniem koronawirusem, właściciele restauracji stoją przed trudnymi decyzjami. Oficjalnie nadal mogą działać bez ograniczeń, ale rząd już zapowiedział obostrzenia - albo restauracje zostaną całkowite zamknięte, albo liczba ich klientów będzie musiała spaść poniżej sześćdziesięciu w jednym lokalu. Rząd ma ogłosić swoją decyzję jeszcze w piątek.
Co w obecnej sytuacji planują właściciele lokali na starej Sadybie? – Nasz lokal pomieści najwyżej 40 osób, więc z odgórnym ograniczeniem liczby klientów do 60 byśmy sobie poradzili – mówi Małgorzata Durska, właścicielka Zegarmistrzowskiej (ul. Muszyńska 23). – Uważamy jednak, że aby zwalczyć wirusa po prostu nie powinniśmy się przez jakiś czas gromadzić. Kropka. Dotyczy to również restauracji. W związku z tym będziemy otwarci jeszcze jutro, w sobotę, a potem zamykamy się na dwa tygodnie – zapowiada.
Przed podobną decyzją stoją właściciele skandynawskiego bistro przy Zakręt 8. – Na 90% zamykamy się od poniedziałku – przyznaje Urszula Eriksen z NABO. Powodów jest kilka. – Oczywiście śledzimy, co się dzieje w zakresie odgórnych zarządzeń i zamierzamy się do nich stosować. Z drugiej strony, od kilku dni notujemy dramatyczny spadek sprzedaży. Utrzymywanie otwartego lokalu dla kilku gości naraz nie ma ekonomicznego sensu.
Właścicielka NABO podkreśla jednak, że zamknięcie lokalu to nie tylko decyzja właścicieli, ale również pracowników. - Jako właściciele restauracji nie mamy prawa wymagać, by nasi pracownicy wykonywali pracę podwyższonego ryzyka. Oczywiście stosujemy się do zasad sterylizacji, nie przyjmujemy gości z dziećmi i tak dalej. Mimo wzmożonej ostrożności, nie mamy jednak pewności, czy wśród klientów nie znajdzie się osoba zakażona. Dlatego decyzję o tym, czy lokal powinien być otwarty czy nie, podejmujemy wspólnie z naszymi pracownikami. Dwa dni temu mieliśmy spotkanie z zespołem, gdzie zadaliśmy im to pytanie. Do dziś do północy (z piątku na sobotę – red.) mamy otrzymać ich odpowiedzi na skrzynkę mailową. Ostateczną decyzję ogłosimy jutro około południa.
Zamknięcie lokalu nie jest jedyną opcją, którą rozważają właściciele skandynawskiej knajpy. – Rozważamy też opcję z dowozem i na wynos – mówi Eriksen. – Myśleliśmy o opcji zamawiania z dowozem obiadów dla dzieci i młodzieży z okolicy. Za okrągłą kwotę rzędu 20-30 złotych, bez potrzeby wydawania reszty i bez konieczności osobistego kontaktu. Ale ta decyzja również zależy od tego, co powie dziś nasz zespół.
Przedstawiciele włoskiej restauracji Quattro Canti, działającej na rogu św. Bonifacego i Powsińskiej, odmówili komentarza dotyczącego ich planów wobec lokalu na kolejne dni.