Do 23 stycznia mieszkańcy Warszawy mogli zgłaszać swoje pomysły do kolejnego budżetu obywatelskiego, zwanego niegdyś partycypacyjnym. Z obszaru starej Sadyby wpłynął tylko jeden wniosek. Jego autor, Marek Maliszewski, proponuje zmodernizować budynek dawnej WOPR-ówki przy Jeziorku Czerniakowskim. Obiekt, obecnie zajmowany przez Ośrodek Sportu i Rekreacji na Mokotowie, ma zyskać 3 łazienki dla korzystających z pobliskiej plaży, nowe drzwi, nową elewację i docieplenie. Niepełnosprawni otrzymają podjazd z barierkami, a całość dopełni stylowy płot i stylowa, drewniana brama. Prace budowlane wraz z projektem mają zamknąć się kwotą 600 tysięcy złotych.
To kolejne podejście tego projektu. Obecnie nosi nazwę „Dalsza modernizacja tzw. WOPRówki nad Jeziorkiem Czerniakowskim”. Jeszcze bez dodatku „dalsza”, ten sam pomysł konkurował o głosy w edycjach 2020 i 2019. Rok temu otrzymał od mieszkańców 732 głosy, a dwa lata temu – 149 głosów. We wcześniejszych edycjach bardzo zbliżony projekt tego samego autorstwa, opatrzony nazwą „Szkolny Ośrodek sportów wodnych "Nad Jeziorkiem", był kilkukrotnie odrzucany jeszcze przed etapenm głosowania. Urzędnicy weryfikowali go negatywnie ze względu na nierozstrzygniętą sytuację prawną budynku WOPR.
Pięknie na Sadybie już było
Jeden zgłoszony projekt to dla starej Sadyby klęska. Na tym osiedlu budżet obywatelski kojarzy się bowiem z wieloletnim pasmem sukcesów i wzmożoną aktywnością mieszkańców. Od pierwszej edycji mieszkańcy starej Sadyby zgłaszali ok. 10 projektów rocznie (kolejno: 8, 9, 8, 11, 12). Co roku kilka z nich zwyciężało w głosowaniu mieszkańców i przechodziło do fazy wykonania (od 2014 do 2018 roku były kolejno 2, 9, 4, 1 i 3 projekty). W rekordowych latach z wygranych projektów spływały do starej Sadyby inwestycje o wartości ponad czterystu tysięcy złotych rocznie.
Po latach sukcesów na starej Sadybie, w 2019 roku przyszło załamanie. Wtedy wprowadzono bowiem w Warszawie nowe zasady budżetu obywatelskiego, które nie pozwalały na podział środków dzielnicowych na mniejsze obszary. Willowa Sadyba musiała nagle stanąć w szranki z o wiele gęściej zaludnionymi osiedlami bloków i kamienic na Stegnach, Siedlcach czy na Górnym Mokotowie. Zapowiedź tej zmiany widać było już w 2019 roku, kiedy głosowano na projekty do realizacji w 2020. Mieszkańcy starej Sadyby zgłosili wówczas tylko pięć projektów, o ponad połowę mniej niż zaledwie rok wcześniej. Żaden ze zgłoszonych pomysłów nie zdobył dość głosów, by wygrać i zakwalifikować się do realizacji. W 2020 roku kryzys jeszcze się pogłębił. Jak wspomnieliśmy, w styczniu 2020 zgłoszono tylko jeden projekt. Jego szanse na wygraną i realizację w 2021 są jednak znikome, zważywszy na niską liczbę głosujących oraz dodatkowo bardzo wysoką wartość projektu.
Niższa aktywność mieszkańców w całej dzielnicy
Słabszą aktywność mieszkańców w budżecie obywatelskim widać nie tylko na starej Sadybie, ale też w skali całego Mokotowa. Od kilku lat spada bowiem liczba zgłoszeń. O ile w pierwszych czterech edycjach budżetu obywatelskiego w Warszawie norma wynosiła ok. 320 (dokładnie: 267, 323, 316 i 341 w latach realizacyjnych 2015, 2016, 2017 i 2018), to w 2019 roku na Mokotowie zgłoszono już 261, a w 2020 roku – aż o sto mniej, 167.
Trend zniżkowy jeszcze się pogłębia – w styczniu 2020 mieszkańcy Mokotowa zarejestrowali 151 pomysłów, co jest najniższym wynikiem w historii. Część ze zgłoszonych pomysłów zostanie jeszcze wycofana przez autorów, wiele (zwykle ponad jedna trzecia) zostanie odrzuconych przez urzędników. Odmowy urzędników zapewne jeszcze bardziej zniechęcą mieszkańców do aktywnego uczestnictwa w budżecie obywatelskim w kolejnych latach.
Czy to już koniec budżetu na Sadybie?
Brak zgłoszeń w tegorocznej edycji budżetu obywatelskiego na Sadybie nie jest dziełem przypadku, ani efektem znużenia formułą. Anna Tryc-Bromley, która dwa lata z rzędu zwyciężała z projektem coweekendowych zajęć jogi i pilatesu na otwartym powietrzu („Zdrowi na Sadybie”), świadomie powstrzymała się przed zgłoszeniem swoich pomysłów, nie wierząc w ich szanse przy obecnych zasadach zbierania głosów. - Mam różne pomysły, ale nie sądzę, aby miały szanse powodzenia w nowej odsłonie, jeśli są skierowane do mieszkańców małego osiedla – mówi. - Nowy system budżetu obywatelskiego jest skrojony pod duże osiedla i duże projekty. W moim odczuciu przestał być partycypacyjny na poziomie małych społeczności, a wymusza strukturą zgłaszanie dużych projektów, w tym inwestycyjnych - tłumaczy.
Zupełnie inny powód dla swojej tegorocznej nieaktywności podaje Katarzyna Molska - liderka budżetu obywatelskiego na starej Sadybie, która od kilku lat zgłasza i wygrywa po kilka projektów rocznie. - Nie zgłosiłam, bo poprzedni projekt - na który głosowali mieszkańcy (pawilon sąsiedzki na Skwerze Ormiańskim – przyp. red.) - jeszcze nie został zrealizowany – wyjaśnia autorka jesiennych pchlich targów, modernizacji wybiegu dla psów, czy plenerowych stołów na piłkarzyki. - Ze zgłaszaniem nowych projektów czekam, aż pawilon powstanie. W przeciwnym razie miałabym poczucie, że zaufanie, którym obdarzyli mnie sąsiedzi, byłoby nadużyte – dodaje Molska.
Powstrzymanie się od aktywności w budżecie obywatelskim to również wynik złych doświadczeń w dotychczasowych kontaktach z urzędnikami oceniającymi pomysły. Tak było w przypadku mieszkańca Sadyby, Macieja Wojasa, który dwukrotnie zgłaszał ten sam pomysł. Dwa lata temu, po wielu perypetiach urzędnicy ostatecznie dopuścili jego projekt zegara miejskiego do głosowania. Projekt zdobył jednak zbyt mało głosów, by wygrać. Niezrażony niepowodzeniem, Wojas zgłosił ten sam pomysł w kolejnym roku. Ku jego zaskoczeniu, urzędnicy podeszli do projektu inaczej. - Wydział Architektury Mokotów postawił absurdalny warunek wykonania badań archeologicznych. Tego rodzaju procedura nie była wymagana rok wcześniej - wspomina zirytowany mieszkaniec Sadyby. - Proces badań archeologicznych niestety wydłuża czas realizacji całego projektu na tyle, że zupełnie nie da się go zamknąć w z góry zdefiniowanych ramach. Przepis mówi, że miasto musi zrealizować wszystko w 12 miesięcy - przypomina Wojas.
Czy brak aktywności w tym roku oznacza, że nie zobaczymy już projektów lokalnych aktywistów w kolejnych latach? – Będę dalej zgłaszała projekty – twierdzi Molska. – To w końcu najlepszy sposób, żeby miasto zrealizowało to, czego chcą i potrzebują mieszkańcy, a urzędnicy nie uważają za niezbędne – uzasadnia. – Oczywiście trochę zniechęca mnie to, że muszę konkurować o głosy z całą dzielnicą, ale wierzę w zintegrowaną społeczność Sadyby. Ryzyko żadne, a potencjalna nagroda wielka! - śmieje się Molska.
Startu w kolejnym roku nie wyklucza też Maciej Wojas. - Zastanawiamy się obecnie nad innymi możliwościami realizacji zegara na Sadybie. Może spróbujemy ponownie w przyszłym roku? - mówi.
Nadziei nie straciła też Anna Tryc-Bromley. - Będę próbować za rok. Może coś wymyślę większego, albo coś się zmieni za rok w samym budżecie. Szkoda by była, żeby budżet wykluczał małe społeczności – mówi autorka cyklu zajęć plenerowych.