Teresa Zarzycka i Bogusia Orzechowska. Dzieli je ponad trzydzieści lat, a łączy głęboka przyjaźń. Poznały się dzięki ludziom, którym los starszych osób nie jest obojętny.
Bogusława podsuwa Teresie rybkę. – Uwielbiam dorsza – cieszy się seniorka i je ze smakiem. Bogusia głaszcze ją czule po ramieniu. Teresie oczy błyszczą. Nareszcie nie jest sama w swoim mieszkaniu, ma z kim porozmawiać. Obiad znika ze stołu, a one jeszcze długo siedzą na tarasie. Teresa opowiada o przeżyciach z czasów okupacji. Teraz może mówić o wszystkim, co jej w duszy gra, a Bogusława czuje się potrzebna. Wie, że swoją obecnością sprawia starszej pani radość. –To jest zrządzenie losu, że ciebie poznałam. To najcudowniejszy prezent na starość – wzrusza się Teresa.
Historia pewnego ogłoszenia
Wszystko zaczęło się wiosną tego roku. 32-letnia Marta znalazła na warszawskim portalu ogłoszenie. „Poszukiwani wolontariusze , który zechcą zjeść obiad w towarzystwie starszej osoby i porozmawiać z nią”. Akcja nazywała się: „Obiad z seniorem”. – Serce zabiło mi mocniej. Mam wielki szacunek dla starszych ludzi. Lubię z nimi przebywać – mówi Marta. – Nie mogę się pogodzić z tym, że jesień życia często spędzają samotnie. Wysłałam maila. Nie doczytałam, że akcja obejmuje Sadybę, a ja mieszkam z drugiej strony miasta.
Marta od dawna chciała działać w jakimś wolontariacie. Odwiedziła koleżankę z Sadyby, Sylwię. Opowiedziała o swoim pomyśle. Rozmowie przysłuchiwała się mama Sylwii – Bogusława.
– Masz jeszcze to ogłoszenie? – spytała i spisała adres mailowy. Marta nie dostała się do programu, bo za daleko mieszkała. Ale Bogusława – tak. Ma 56 lat. Wiele w życiu przeszła. Rozwód i ciężka choroba. Kika razy traciła pracę i musiała zaczynać wszystko odnowa. Ostatnio zajmowała się starszymi osobami jako opiekunka.
– Poszłam na spotkanie i przeżyłam szok – wspomina. – Sala pełna ludzi! Masa młodych osób. – referowałam Marcie – Nie wierzę, że tylko wizja jednego darmowego obiadu w tygodniu tak ich przyciągnęła do tej akcji – śmiała się.
Ludzie dobrej woli są wszędzie
Do akcji zgłosiło się 900 wolontariuszy. Pomysłodawca przedsięwzięcia Andrzej Łokaj musiał wybrać z nich 16 osób, które będą raz w tygodniu spotykają się na obiady z 16 seniorami z osiedla Stara Sadyba. Posiłki sponsorują lokalne restauracje. Zgłosiły się: NABO, Zegarmistrzowska, Parabuch oraz Fratelli Pizza&Burger.
Jeśli starsza osoba jest na chodzie, mogą spotkać się w lokalu, jeśli ma kłopoty z poruszaniem się, wolontariusz bierze obiad z knajpki i przynosi do niej do domu. Restauracja wydaje dwa posiłki: dla seniora i jego towarzysza.
– Wolontariuszy mieliśmy nadmiar, gorzej było z seniorami – mówi Andrzej Łokaj. – Choć na Sadybie mieszka mnóstwo starszych, samotnych osób, nie chcieli brać udziału w akcji. Nie wierzyli. Bali się. Nie oczekiwali, że może ich spotkać coś dobrego, że ktoś bezinteresownie chce im pomóc. Starsi ludzie są często zamknięci w domach. W gazetach czytają o kradzieżach i oszustwach. A tu nagle ktoś się nimi interesuje nie po to, żeby ich okraść? To się im wydawało nierealne! – tłumaczy pomysłodawca akcji. – Nawet Teresa długo odmawiała. W końcu udało się jednak ją przekonać
Teresa ma 86 lat. Całym jej światem jest mały domek. Każdy krok to dla niej ogromny wysiłek. Ma stwardnienie rozsiane. Porusza się trzymając ścian, chodzika. Od lat mieszka sama. Jej towarzyszami na co dzień są tyko wiszące na ścianach portrety przodków. Czasem wpadnie syn, ale pracuje, więc nie może bywać u mamy tak często, jakby chciał. Raz na jakiś czas zajrzy wnuczka, ale ma małe dziecko i ciężko jej się wyrwać z domu.
Ostatnie lata bardzo doświadczyły Teresę. Sześć lat temu straciła męża, a trzy lata temu w wieku 58 lat zmarł na raka jeden z jej dwóch synów. Myślała ,że po tym ciosie już się nie podniesie. Bogusia wiedziała to wszystko o Teresie, gdy umawiała się na pierwsze spotkanie. Pragnęła, by starsza pani poczuła się przy niej dobrze.
Najlepiej rozmawia się przy stole
Bogusława stawiła się najpierw w restauracji „Nabo”. Kelner spakował dania do pojemników. Zapukała do drzwi małego domku. – Weszłam do środka. Patrzę, stół pięknie zastawiony! Rodowa zastawa, waza, porcelanowe talerze, srebrne łyżeczki. Kwiaty w wazonie. Pani Teresa w ślicznej kolorowej sukience, uśmiechnięta. Usiadłyśmy przy stole i natychmiast pękły wszystkie bariery. – Jak to dobrze ,że nie jesteś jakaś „ą,ę” – westchnęła z ulgą starsza pani, gdy zamieniły kilka zdań. Okazało się, że Teresa uznaje jedzenie za jedną z największych przyjemności. Obiad przeciągnął się do popołudnia. Rozmawiały o wszystkim: pracy, dzieciach, czasach, które dawno minęły. Teresa była pełna humoru. Widać było, że ta wizyta sprawia jej radość. Bogusia wróciła do domu szczęśliwa. Zadzwoniła do Marty. – Dziękuję ci. To dzięki tobie poznałam fantastyczną osobę – powiedziała. Bogusia i Teresa stały się sobie bliskie. Młodsza widziała w starszej matkę, która od 20 lat nie żyje. Starsza w młodszej – córkę, której nigdy nie miała. Tydzień był za długi, a niedziela trwała za krótko.
– Zaczęłyśmy się spotykać częściej. Czasem gotowałam obiad w domu i zanosiłam Teresie, pomagałam jej sadzić kwiaty na balkonie, robiłam z nią drobne prace domowe. Ale przede wszystkim słuchałam jej opowieści – mówi Bogusława. – Teresa pamięta całe swoje dzieciństwo i młodość jakby to było wczoraj. – Pierwszy rzut choroby miałam jako nastolatka – wspomina Teresa. – Ale nikt wtedy nie miał pojęcia, że to stwardnienie rozsiane. Potem wszystko mi minęło. Choroba dała znać o sobie drugi raz dopiero 27 lat później. Byłam już matką, żoną. A tu nagle zaniki pamięci, brak władzy w nogach. Zrobiono mi rezonans i okazało się, że to SM. Bogusława wie, że starsza pani musi wyrzucić z siebie te wspomnienia. To działa jak terapia. Im dłużej słucha Teresy, tym więcej ma dla niej podziwu. Nie poddała się. Mimo diagnozy, dalej pracowała, zajmowała się rodziną. To ona założyła spółdzielnie, która wybudowała te małe domki na Sadybie. Była jej prezesem. Działaczka, społeczniczka. Twardo szła do przodu, na przekór losowi.
We dwie raźniej
Po 3 miesiącach spotkań panie znają swoje sekrety, marzenia. Teresa wynajduje Bogusi starsze osoby, którymi mogłaby się zaopiekować i dorobić. Bogusia przynosi seniorce jej ulubione rybki i słodkie desery. – To spotkanie zmieniło i moje, i jej życie. Wniosło tyle radości w naszą codzienność. Obie jesteśmy sobie potrzebne. Gdyby nie ta akcja... Gdyby nie Marta... Choć mieszkamy blisko siebie, nigdy byśmy się nie poznały i nie dowiedziały, że tak wiele możemy sobie dać – mówi Bogusia.
Akcja „Zjedz obiad z seniorem”
Na warszawskiej Sadybie mieszka wielu samotnych, starszych ludzi. Nic zatem dziwnego, że właśnie w tej dzielnicy powstał pomysł, by wolontariusze raz w tygodniu jedli wspólne obiady z seniorami, sponsorowane przez lokalne restauracje. Organizatorem akcji jest Andrzej Łokaj, twórca portalu Sadyba24.pl. Podobne projekty są realizowane m.in. w: Płocku, Katowicach, Szczecinie, Wrocławiu. Do programu mogą się zgłosić osoby powyżej 65. roku życia, nie posiadające rodzin.