11-13 września 2015 odbył się w Podkowie Leśnej pierwszy kongres polskich miast ogrodów. Wśród przybyłych ekspertów, urzędników i społeczników, byli również przedstawiciele starej Sadyby – trzy osoby z zarządu Towarzystwa Miasto Ogród Sadyba. Jak wynika z ich relacji, Sadyba pozytywnie wyróżniała się na tle wielu występujących na tym wydarzeniu zabytkowych osiedli i miast, głównie bogactwem, spójnością i skutecznością podejmowanych działań – urbanistycznych, ekologicznych i kulturalnych.
Jednym z takich działań był zapomniany już dziś cykl otwartych wykładów edukacyjnych o korzeniach Miasta-Ogrodu Sadyba. Na zaproszenie organizatora - Towarzystwa Miasto-Ogród Sadyba, pierwszy wykład w tym cyklu poprowadziła dr Beata Gawryszewska – znany architekt krajobrazu i ekspert od ogrodów, autorka wielu publikacji naukowych i popularno-naukowych, wykładowca na Wydziale Ogrodnictwa i Architektury Krajobrazu Warszawskiej SGGW. Spotkanie, poświęcone przestrzeni społecznej w miastach-ogrodach, odbyło się w Szkole Podstawowej 103 przy ul. Jeziornej 3/5 w Warszawie. A było to raptem ….niemal 10 lat temu - 8 kwietnia 2006!
Dotarliśmy do archiwalnego zapisu tego spotkania. Poniższy tekst zawiera wersję skróconą.
Z okazji wielkiego zjazdu miast ogrodów z całej Polski, powracamy do początków idei i odświeżamy swoją wiedzę o miastach ogrodach. Mimo wielu lat ochrony konserwatorskiej nad Miastem Ogrodem Sadybą, koncepcja miasta ogrodu nie jest bowiem zrozumiała dla wielu mieszkańców starej Sadyby do dziś.
Społecznicy i architekci biją na alarm
W końcu XIX wieku, na fali reakcji na rewolucję przemysłową, zaczęły rozwijać się rozmaite ruchy i idee społeczne, które miały na celu, najogólniej mówiąc, poprawę warunków bytowych robotników. To jest czas, kiedy w Wielkie Brytanii coraz silniejsza staje się Partia Pracy i kiedy społecznicy, w tym również architekci, zaczynają mówić o robotnikach, o mieszkaniach dla robotników i o tym, jak przywrócić człowieka jego utraconej przestrzeni. Bo, proszę Państwa, to właśnie rewolucja przemysłowa jest odpowiedzialna za to, że człowiek został oderwany od ziemi. Te masowe migracje ze wsi do miasta były naprawdę dla ludzi wyjątkowo dotkliwe. Nie wiem, czy Państwo przypominacie sobie tolkienowskich Hobbitów, którzy wyjątkowo opornie opuszczali swój dom, a mówi się właśnie, że Tolkien, pisząc swoją trylogię, sławił czasy przed rewolucja przemysłową w Anglii. To taki "Pan Tadeusz", tylko w innym wydaniu.
Ludzie byli oderwani od miejsca. Już wtedy wiedziano, że nie jest to dobre. Dziś – będę jeszcze o tym mówić – socjologowie przypominają, jak ważne jest utożsamianie się z miejscem, oraz to, żeby człowiek czuł się przypisany do swojej ziemi. Ale intelektualiści i społecznicy już wtedy wiedzieli, że w wyniku przemian gospodarczych społeczeństwu stała się krzywda. Wszystko jedno, czy bali się, że robotnicy chwycą za czerwone sztandary, noże i rzucą im się do gardeł, czy też rzeczywiście powodowały nimi stricte humanitarne odczucia, fakt faktem, te idee coraz wyraźniej dochodziły do głosu. Larum podnosili także lekarze, ponieważ gruźlica zaczęła zbierać naprawdę straszliwe żniwo, a jedynym znanym wówczas lekiem na tę upiorną chorobę był ultrafiolet z promieniowania słonecznego. Tymczasem do tych maleńkich mieszkanek robotników, najczęściej w suterenach, albo w podwórkach-studniach, gdzie odległość między jedną a drugą oficyną nie przekraczała 5 metrów, słońce absolutnie nigdy nie docierało. Zaczęto głośno mówić o potrzebie zmian. Zanim wspomnę o architekturze CIAM-owskiej, pokażę Państwu, co też wymyślił Howard.
Na początku był… Howard
W przeciwieństwie do tego, co Państwo przeczytacie czasem w Internecie i w różnych encyklopediach, najczęściej amerykańskich, Ebenezer Howard – twórca idei miast ogrodów – nie był wybitnym europejskim urbanistą ani wybitnym europejskim architektem. Ebenezer Howard żył sobie na przełomie XIX i XX wieku i był urzędnikiem państwowym, a oprócz tego wielkim społecznikiem. Pracował jako stenograf sądowy, dzięki temu sprawy ekonomiczno-gospodarcze nie były mu obce.
Otóż Ebenezer Howard w roku 1898 opublikował książkę "Miasta-Ogrody". Taki tytuł miało pierwsze wydanie, ale głośne stało się dopiero drugie wydanie "Miasta-Ogrody ku przyszłości". W książce zaprezentował on pewien schemat – słynne trzy magnesy Howarda. Na jednym z nich jest napis MIASTO, na drugim WIEŚ, a pod nimi słowa opisujące to wszystko, co dobrego i złego wiąże się z mieszkaniem w jednym i drugim miejscu. Bo w mieście co prawda łatwiej jest znaleźć pracę, łatwiej się kontaktować, ale panuje bezrobocie, nie ma wolnej przestrzeni dla każdego, mnożą się te wszystkie nieszczęsne choroby, które gnębiły ludzi w XIX wieku. Co prawda są miejsca rozrywki, ale z tej rozrywki nie ma dokąd wrócić, bo człowiek jest pozbawiony swojej własnej przestrzeni. Z kolei wieś ma wszystkie pożytki wynikające z kontaktu z naturą, z dużą ilością słońca, świeżego powietrza, natomiast trudno się tu wyżywić, trudno znaleźć rozrywki, trudno zapewnić nowoczesnemu człowiekowi odpowiedni poziom życia, trudno zaspokoić potrzebę kultury. Dlatego Ebenezer Howard zaproponował trzeci magnes, czyli rozwiązanie, które będzie łączyło zalety miasta i wsi.
Według koncepcji Howarda miasto-ogród nie powinno liczyć więcej niż 32-35 tysięcy osób. Nie jest to bynajmniej pomysł samego Howarda. Zaczerpnął on go od Leonarda da Vinci, który po wielkiej epidemii dżumy w Mediolanie sformułował swoją teorię miast satelitarnych. Można zaryzykować stwierdzenie, ze teoria Howarda jest trochę podobna. Takie miasto-ogród do spania i do mieszkania na co dzień jest położone przy głównej linii kolejowej, która dowozi mieszkańców do dużego ośrodka miejskiego, jak również zaopatruje samo miasto-ogród. Otaczają je pola i sady, gdzie produkuje się żywność, lasy, które oczyszczają powietrze, instytuty dla niepełnosprawnych i dla przewlekle chorych, miejsca, gdzie mogą wypoczywać dzieci,ale i zakłady przemysłowe, które mogą służyć miastu. Na schemacie jest na przykład napis "cegielnie", co mogłoby znaczyć, że Ebenezer Howard odżegnywał się od ciężkiego przemysłu, być może sądząc, że będzie on powoli zanikał jako reakcja na rewolucję przemysłową.
Lekki przemysł mieści się na obrzeżach miasta, w pobliżu kolei. Zakupy robimy w Pałacu Kryształowym, położonym najbliżej parku. Jednostki satelitarne są poprzedzielane wsiami i wspomnianymi terenami otwartymi. Co jest bardzo ważne – bo często wypacza się ideę Howarda – te wszystkie schematy są schematami ideowymi. Howard wyraźnie napisał na jednym ze swoich szkiców, że ostateczny plan, ostateczna parcelacja powinna być wykonana przez fachowców-planistów i poprzedzona wnikliwą analizą lokalizacji, analizą warunków krajobrazowych, geograficznych itd. Nieprawdą jest więc, że budując miasta-ogrody starano się za wszelką cenę zbliżyć do idealnej formy koła ze schematu Howarda, jak niektórzy lubią mówić, pokazując plany Podkowy Leśnej. Howard nigdy nie robił takiego założenia, wręcz przeciwnie. To koło było tylko schematem ideowym.
Gdyby przyjrzeć się miastu Howarda w zbliżeniu, można dostrzec, że jest ono podzielone bulwarami spacerowymi, a przy głównym bulwarze, nazwanym przez pomysłodawcę Główną Aleją, mieszczą się szkoły i placówki kulturalne, natomiast w sercu miasta jest park i cała duża infrastruktura – szpitale, instytucje samorządowe itd.
Ziemia, na której stało miasto-ogród miała być wspólnie dzierżawiona przez mieszkańców. Nie zakładano tutaj ścisłego prawa własności gruntu – ta idea mieści się w łańcuszku utopijnych koncepcji przestrzeni społecznych, wspólnych, które zaczęły pojawiać się już dwa wieki wcześniej. Jeżeli Państwa to będzie interesować, jest na ten temat wspaniała książka prof. Sławomira Gzela, „Fenomen małomiejskości”, w której przeczytacie o falansterach, o jednostkach sąsiedzkich, o wszystkich tych kibucowo-sąsiedzkich pomysłach na nieduże osiedla, gdzie własność ziemi była zawsze wspólna.
Miasta-ogrody stają się ciałem
W początkach XX wieku miasta-ogrody zaczęły powstawać we wszystkich krajach europejskich jak grzyby po deszczu. Howard zamieszkał w Letchworth, swoim pierwszym zbudowanym w Anglii mieście-ogrodzie, które zostało ukończone w 1905 roku. Później wyprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie również zaczął zakładać miasta-ogrody.
Najsłynniejszym miastem-ogrodem położonym najbliżej nas jest Hellerau pod Dreznem. Jego nazwa pochodzi od nazwiska hrabiego Schmidta de Hellerau, który oddał na miasto swoje prywatne grunty. Takich społeczników było wielu. Opowiadam Państwu o Hellerau dlatego, że to nie jest samodzielne miasto, tylko dzielnica. Jak wygląda? Myślę, że wygląda bardzo podobnie do waszego miasta-ogrodu, czyli Sadyby.
Jak wspomniałam, bardzo ważne w koncepcji miasta-ogrodu są wspólne, centralne tereny miejskie, teren parku. Jeżeli park, to oczywiście nie tylko drzewa, nie tylko tereny otwarte, ale również infrastruktura i architektura. W mieście ogrodzie była to architektura społeczna, w Hellerau - Dom Ludowy, na warszawskim Żoliborzu budynek kotłowni z salą spotkań mieszkańców. Charakterystyczna dla tych czasów jest słynna Hala Ludowa we Wrocławiu i wrocławkie osiedle-ogród Sępolno. Ratusz w Hellerau to również typowy przykład budowli społecznej z początku XX wieku. Ozdobiony jest pięknymi detalami, w stylu modernistycznym.
Proszę Państwa, w SARP-ie kilka lat temu odbyła się wielka sesja, wielka konferencja na temat miast-ogrodów. Pokazano na niej miasta-ogrody i osiedla-ogrody w Polsce i Europie, takie jak Letchworth, Welwyn, bliżej: miasto-ogród Ząbki, Młociny czy Podkowa Leśna, nasze najpiękniejsze miasto-ogród z charakterystycznym, koncentrycznym rysunkiem ulic. Pokazano również projekty nigdy nie zrealizowane – na przykład miasto-ogród Ostoja. Wiecie Państwo, gdzie to miało być? Pomiędzy Pruszkowem a Podkową Leśną, bliżej Pruszkowa. Ząbki natomiast to najbardziej chyba skrzywdzone w Polsce przez czas miasto-ogród. Bo niewiele wybudowano z tego miasta-ogrodu, niewiele z tej idei zostało, choć nadal są tam żywe te tradycje, starzy mieszkańcy Ząbek nadal chcą być mieszkańcami miasta-ogrodu.
Zakładanie miast-ogrodów to był taki niesamowicie chwytliwy dewelopersko ruch. Tak jak teraz mamy słowa-klucze, jak choćby „eko-osiedle” czy słowo „park” w nazwach marketów (np. Wola Park), to wtedy takim słowem-kluczem było „miasto-ogród”. „Jeżeli chcesz mieszkać z dala od zgiełku, od smrodu, to my ci proponujemy mieszkanie w mieście-ogrodzie.” Wiele było wręcz nieuczciwych inwestycji, wielu oszustów, którzy mamili ludzi pustymi obietnicami. Jako przykład można podać Włochy, miasto-ogród istniejące na terenie Warszawy, czy Utratę koło Nadarzyna, której też nie do końca udało się wybudować.
Chcę w tym miejscu zwrócić Państwa uwagę na charakterystyczną dla wielu miast-ogrodów parcelację. To też jest bardzo typowe dla początku wieku: tworzą się jednostki sąsiedzkie, tzw. kolonie, które mają wspólne tereny na kształt dziedzińców, skwerów, tak jakby każde miasto-ogród składało się z maleńkich wiosek, posiadających znowu swoją przestrzeń wspólną, przestrzeń społeczną w postaci parku. Taki przepiękny park mają Młociny. Jest to pozostałość wielkiego założenia pałacowego Bruehla. Również wrocławskie osiedle Sępolno, zbudowane na planie orła, ma wspaniały park, ze szkołą, ratuszem - zielone serce osiedla. Te dzielnice-ogrody mają charakterystyczną architekturę. Drewniane, zwyczajne płoty, domy z naturalnych materiałów. Szczecin, Czechowice-Dziedzice, fragment Nowej Huty, osiedle podkrakowskie Lesice czy Lesiska, dzielnica Katowic Giszowiec, wszystkie one pochodzą z początku wieku.
Pięć skór człowieka
Jak wspomniałam na początku, ludzie pragną identyfikować się z przestrzenią i chcą czuć się odpowiedzialni za przestrzeń. Chistopher Alexander, amerykański architekt, jeden z prekursorów psychologii środowiskowej i architektury społecznej, która skłaniała się ku psychologii środowiskowej, stwierdził kiedyś, że człowiek musi mieć swoją przestrzeń na własność, że żadne formy dzierżawy nie wchodzą tu w grę. Po to, żeby osobowość prawidłowo funkcjonowała, musi zaistnieć silne poczucie związku z miejscem. Jak Państwu wspominałam, zaczynałam swoją pracę naukową od ogrodów przydomowych i stworzyłam wtedy następujące schematy funkcjonalne i znaczeniowe ogrodu przydomowego:
Strefa pierwsza to przedogródek. W każdym założeniu, które badałam, a było ich ponad 100, była wyraźnie wydzielona funkcjonalnie i kompozycyjnie frontowa część ogrodu. Część przed domem, blisko ulicy, pełna kwiatów i zimozielonych krzewów, symetrycznie ustawionych donic z roślinami. To jest przestrzeń nie tylko reprezentacyjna, ale też na wpół sakralna. W tej przestrzeni mamy do czynienia z codziennym rytuałem porównywalnym z opisywanym przez socjologów i etnografów od czasów Frazera, albo i wcześniej, rytuałem przejścia. Rytuały przejścia to na przykład chrzest, inicjacja, ślub. Wchodząc na posesję dokonujemy podobnego przejścia - trafiamy z przestrzeni zupełnie innej, obcej, nie naszej, w przestrzeń naszego domu, który – jak chcieli starożytni Chińczycy i jak pisał potem Hundertwasser – jest częścią nas. Czynność taka, mimo że jest powszednia, wymaga specjalnej oprawy, rytuału. Hundertwasser mówił, że człowiek ma nie jedną skórę, tylko pięć. Pierwsza to jest jego własna skóra, druga – ubranie, trzecia - to ściany domu i płot ogrodu. Następną, czwartą, były granice dzielnicy czy osiedla, tego o czym mawiamy "moja przestrzeń, stąd jestem, moja ziemia" i piątą była Ziemia, cała planeta. Tak więc wchodząc do ogrodu przechodzimy z przestrzeni społecznej bądź publicznej w przestrzeń naszego ciała. Temu służy przedogródek, a jego kompozycja jest związana z rytuałem przejścia, czyli ma odpędzać złe moce. Stąd w przeodgródku mamy symetrię i rytm. Od początku architektury i sztuki sposobem na odpędzenie złych mocy jest stosowanie kształtów, które symbolizują boskość, dobre moce – takich jak regularne koła (stąd popularne kształty rabat-klombów w ogrodach frontowych), kwadraty, trójkąty równoboczne oraz wszelkie przejawy symetrii i rytmu. Podobną rolę odgrywają kolory (kolorowe kwiaty) oraz zapachy (rośliny aromatyczne), bo przecież olejki eteryczne pozyskiwane z roślin- jak świat światem, jak kultura kulturą - służyły odganianiu złych mocy. W przedogródku pojawia się również woda – też odwiecznie związana z rytuałem oczyszczenia. Zwróćcie Państwo uwagę, jak będziecie jechać przez jakąś wieś: jeżeli w ogródku nie rosną kwiatki, bo panie nie mają czasu się nimi zajmować, to jest tam forma koła, na przykład jakaś fontanna, no i skrzaty, które odpędzają złe moce. To nie bez powodu krasnale zrobiły taką furorę w ogrodach frontowych.
Druga strefa – to jest ogród w popularnym tego słowa znaczeniu: przestrzeń rekreacyjno-gospodarcza, trawniki, salony ogrodowe, warzywniki, sady, ale również miejsce na mycie samochodu, rozwieszanie prania itd.
Bardzo ciekawa, i dla Państwa istotna, wydaje mi się, jest ta trzecia strefa. Chcemy, żeby zawsze w naszym ogrodzie był fragment przestrzeni, której nie zagospodarowujemy, tak jakbyśmy już nie mieli siły jej pielęgnować i postanowili oddać sprawę Panu Bogu. Czy to nie dlatego, że tak bardzo potrzebujemy mieć w odległości wzroku krajobraz przypominający naturalny? "Naturalną" przyrodę, "naturalne" zagospodarowanie, o którym powiemy, że jest dzikie, że rozwija się spontanicznie, że człowiek się do niego nie wtrąca.
Na granicy tych trzech stref są przestrzenie przenikania się: okna, ganki i tarasy. Ale nie tylko. To nieprawda, że w naszym krajobrazie są sztywne granice takie jak płot, granica parceli na podkładzie sytuacyjno-wysokościowym. W praktyce są to zawsze kilkumetrowe przestrzenie, gdzie poszczególne aspekty funkcjonalne i znaczeniowe się przenikają. To znaczy, przenika się przestrzeń publiczna ulicy z przestrzenią społeczną podwórka, przestrzeń społeczna podwórka z przestrzenią prywatną przedogródka, przestrzeń prywatna przedogródka z przestrzenią domu. I znowu przywołam Alexandra, który sformułował swoje zasady architektury dobrej i przyjaznej dla użytkownika. Są to początki postmodernizmu, czasy, kiedy taką popularność zdobyło osiedle Seaside w Stanach Zjednoczonych. Autorzy Andreas Duany i Elizabeth Plater-Zyberk wrócili w nim do tradycyjnego domku z ogródkiem i z gankiem. Zarówno oni, jak i profesor Alexander, bardzo mocno podkreślali wagę przestrzeni przenikania się architektury i ogrodu. Potem jeszcze przechodzimy do samej bryły domu, Alexander mówi o przenikaniu się domen ściśle intymnych z domeną wspólną, no ale to już jest, myślę, rozmowa na inną okazję.