Przypominamy, jak wyglądała Sadyba w czasie Powstania Warszawskiego 1944. Patrzymy jednak nie przez pryzmat powstańczych walk, lecz życia codziennego. Opowiadają o nim młodzi ludzie, którzy mieszkali wtedy na Sadybie. Mieli po 15-17 lat. Opowiadają bez martyrologii i patosu, prosto. O tym, jak się dowiedzieli o wybuchu Powstania, jakie mieli marzenia i przygody, co jedli i czy w kranach była woda. Przytaczają anegdoty, niektóre śmieszne, inne mrożące krew w żyłach. Wszystkie wypowiedzi pochodzą z wywiadów, których udzielili dla portalu www.1944.pl, poświęconego Powstaniu Warszawskiemu.
W tym odcinku sadybiańska młodzież z czasów wojny (dziś 80-latkowie) opowiada o tym, jak się żyło na Sadybie w czasie Powstania Warszawskiego. O jedzeniu, piciu, życiu kulturalnym...
O zaopatrzeniu w żywność
Mój brat stryjeczny z Mokotowa przyszedł właśnie po żywność, bo na końcu Bernardyńskiej był folwark, gdzie zarządcą był Niemiec. [W folwarku] hodowali świnie i oni przyszli po żywność. Przychodzili po żywność z Mokotowa. Czerniaków był zapleczem Dlatego jeśli chodzi o ludność Sadyby i Czerniakowa nie było kłopotów z żywnością, bo żywność była. (Franciszek Ukleja, 15 lat)
(Sadyba była dobrze zaopatrzona w żywność, ponieważ) był kontakt z Siekierkami i tak dalej. Był dopływ żywności. (Marta Czosnowska-Brosowska, 15 lat, sanitariuszka, Morszyńska 33)
Nie było głodu na Mokotowie. Były ogródki działkowe, były pomidory, więc ludność tego nie odczuwała. Prawdę mówiąc jeszcze cały sierpień kawiarnie były otwarte. Na początku był entuzjazm, chodziło się do kawiarni, wieczorem na spacer, zupełnie nie odczuwało się tego Powstania tu w środku. Dopiero gdzieś pierwszego, jak uderzyli na Sadybę, zaczął się i głód trochę, i ludzie zaczęli mówić: „Po co to Powstanie?” Pamiętam, byłem na Sadybie, akurat dzień przed natarciem niemieckim. Przyjechałem na Sadybę, kawiarnia otwarta, biały chleb... A za dzień, jak Niemcy dołożyli, to skończyły się kawiarnie, skończył się biały chleb... (Sylwester Kruppa, 19 lat)
Na Sadybę przychodziły kobiety z żywnością, dojeżdżały kolejką do Wilanowa. Z Wilanowa szły z koszykami kilka kilometrów. Można było kupić jajka i śmietanę po niesłychanie wysokich cenach. Te kobiety wykorzystały sytuację wyjątkowego boomu. Nie wiem, bo nie miałem pieniędzy i nigdy nie kupowałem, ale słyszałem od naszych gospodarzy czy sąsiadów, że wszystko można kupić. Trwało tak do 14 sierpnia, kiedy Sadyba została zajęta. (Tadeusz Rolke, 15 lat)
Pamiętam, że jadłam (to było już pod koniec istnienia Sadyby) chleb z miodem. (…) Pamiętam, że jak byłam na przedpolu, to jeden z obecnych tam towarzyszy przyniósł mi brzoskwinię. (Barbara Wasilewska, 19 lat)
Na Sadybie nie było głodu, bo tam były pola, tam były kartofle, tam były pomidory, tam w ogóle było pod względem zaopatrzenia właściwie bardzo dobrze. (Zofia Radecka, 18 lat – łączniczka)
To było w bardzo ciekawym miejscu (później po wojnie nigdy tam nie byłam), nad samym Jeziorkiem Czerniakowskim; to nazywali chyba dwór, bo był autentyczny dwór. Do kogo należał – nie wiem. Dwie siostry właściciela dworu były w moim plutonie sanitarnym (już dorosłe, mężatki). Obok były zabudowania dworskie i w jednym z tych zabudowań myśmy dostały izbę i tam żeśmy wszystkie rzeczy porozkładały, segregowały, przygotowywały.W czasie okupacji, jak wiadomo, jadło się bardzo nędznie. Raptem jedna z moich podopiecznych przynosi nam zrobione przez siebie krówki. Dwór miał owce (jak w każdym normalnym dworze), poza tym krowy, bo mieli mleko. Zrobiła krówki – mleko z cukrem – to był zupełny raj. (Elżbieta Biernacka, 21 lat, sanitariuszka, łączniczka)
O zaopatrzeniu w wodę
Wodociągi zostały [zniszczone], nie było. Ale były studnie. Każdy domek miał własną studnię. Woda na bieżąco była, nie było kłopotów z wodą i higieną, szczególnie w naszej „Oazie”. (Franciszek Ukleja, 15 lat)To, co ja pamiętam, to było dobrze. W niektórych kranach była woda, nie we wszystkich, ale w niektórych była. U nas na przykład w domu była woda w kranie. (Marta Czosnowska-Brosowska, 15 lat, sanitariuszka, Morszyńska 33)
(Z higieną było – red.) przypadkowo. Albo się trafiło na wodę i wtedy człowiek się umył, ale się nie trafiło i chodził brudny. (Barbara Wasilewska, 19 lat)
O życiu religijnym
W szpitalu cały czas był kapelan, który był wikariuszem w kościele na placu Bernardyńskim, ale później przeniósł się na Sadybę. Był dzień i noc, sprawował wszystkie posługi katolickie, jakie były potrzebne, to znaczy od spowiedzi przez komunię, przez grzebanie zmarłych, przez pociechę, przez wszystko, co ksiądz mógł zrobić. Miał przy sobie ministranta, który też przez cały czas mu towarzyszył. Ksiądz się nazywał Przybyła, a ministrant się nazywał Jurek Glinka. Ksiądz chyba Edward się nazywał. Nadzwyczajny ksiądz. Przeżył Powstanie, wiemy z literatury, że dopiero w 1980 roku umarł. Był inwalidą, utykał na nogę. Był cudowny. (Marta Czosnowska-Brosowska - 15 lat, sanitariuszka, Morszyńska 33)
Przez całą okupację chodziłam pod kapliczkę na podwórzu, na majowe. Cały czas śpiewaliśmy, wszyscy! I mężczyźni, i kobiety! Dużo nas było! (Leokadia Pauzewicz, 19 lat – sanitariuszka, łączniczka)
O życiu kulturalnym
O kulturalnym życiu to nie było mowy, bo ciągle byliśmy pod obserwacją Niemców z Fortu, którzy gdybyśmy się w jakiś sposób w większej grupie starali przemieścić, czy coś, to już na pewno by była reakcja.(...) Nasłuchiwali radia, niektórzy mieli radia. (Zofia Radecka, 18 lat – łączniczka)W połowie sierpnia, kiedy jeszcze u nas była wolność, to już nauczycielki mojej szkoły zaczęły organizować rok szkolny. Już się mówiło, że 1 września ruszy szkoła. To chyba najlepszy dowód, że życie kulturalne też zaczynało ruszać w czasie Powstania. Tylko tyle mogę powiedzieć. W moim domu mieszkała jedna z nauczycielek (Wanda Turowska – red.), od niej wiem, że już całe ciało pedagogiczne się organizowało. Już nam zapowiedzieli, że szkoła będzie. (Marta Czosnowska-Brosowska - 15 lat, sanitariuszka, Morszyńska 33)