Przypominamy, jak wyglądała Sadyba w czasie Powstania Warszawskiego 1944. Patrzymy jednak nie przez pryzmat powstańczych walk, lecz życia codziennego. Opowiadają o nim młodzi ludzie, którzy mieszkali wtedy na Sadybie. Mieli po 15-17 lat. Opowiadają bez martyrologii i patosu, prosto. O tym, jak się dowiedzieli o wybuchu Powstania, jakie mieli marzenia i przygody, co jedli i czy w kranach była woda. Przytaczają anegdoty, niektóre śmieszne, inne mrożące krew w żyłach. Wszystkie wypowiedzi pochodzą z wywiadów, których udzielili niedawno dla portalu www.1944.pl, poświęconego Powstaniu Warszawskiemu.
Dziś o pierwszym dniu Powstania – 1 sierpnia 1944 - i zarazem pierwszym sukcesie. Sadybianie zdobyli niemiecki reflektor. Ale co się robi z jeńcami? Oto opowieści z pierwszej ręki:
Byłem w dzielnicy, gdzie była większość pól. Gdzieś były zgromadzone tylko przy fortach Legionów na Sadybie jednostki i na polach stał reflektor z załogą niemiecką. Pierwszy atak był właśnie na tę załogę niemiecką. To była otwarta przestrzeń, jednostki powstańcze były źle uzbrojone. Tylko że Niemcy widząc, że nie dostaną pomocy, bo są otoczeni ze wszystkich stron po prostu poddali się. To uratowało później ludzi, bo ich jako jeńców zamknięto w kościele bernardyńskim. W nocy jednostki powstańcze wyszły do Lasów Chojnowskich. Wyszły w nocy gdzieś o dwunastej, dokładnie godziny nie pamiętam. (Franciszek Ukleja)
Powstanie zaskoczyło mnie tam, gdzie mieszkałem, na Sadybie Oficerskiej, na Czerniakowie. Usłyszałem strzały, poszedłem do mego kolegi, który mieszkał piętro niżej, a też należał do tej samej organizacji co ja, [żeby zorientować się,] co się dzieje. (Jerzy Zubrzycki, 19 lat)
(Początek Powstania – red.) pamiętam ze względu na ciężką szafkę, którą dźwigałyśmy. Była to szafka, w której były przygotowane leki, bo wiadomo było, że będą potrzebne. Niosłyśmy to do kościoła [ojców] Bernardynów. Szafka była strasznie ciężka – w środku były leki, a na wierzchu były garnki położone, żeby jakoś pozorować przeprowadzkę. Potem już zostałam w kościele.
W kościele był punkt zborny. Niedaleko od kościoła były reflektory, które były pilnowane przez Niemców, Niemcy też byli na Sadybie, na forcie, a część Niemców – chyba ośmiu było – przy reflektorze. Walka się zaczęła od zdobywania tych reflektorów.
Następnego dnia przyszedł rozkaz, że wojsko ma opuścić to miejsce i... odmaszerowali. Kawa się gotowała dla nich, Niemcy, którzy byli zdobyci, że tak powiem, jako jeńcy – ci, którzy pilnowali reflektorów – byli zamknięci w piwnicy i ksiądz został z tymi jeńcami i z tą kawą gotującą się. Wtedy właśnie [ksiądz] mnie prosił „Słuchaj, poleć za wojskiem i dowiedz się co ja mam robić! Co mam robić z tymi Niemcami? Nie wiem, co dalej!”. Pobiegłam za nimi. Dobiegłam do naszego oddziału i przekazano mi, żeby ksiądz wypuścił tych jeńców (przecież na forcie pozostali jeszcze Niemcy)]. To był początek Powstania, tak wyglądał... (Walentyna Słonecka, 16 lat, łączniczka, Okrężna 5a)